BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS »

środa, 11 sierpnia 2010

Rozdział 39 - Danse Macabre

Kent wybiegł z pawilonu, w którym zawodnicy oczekiwali na swoje skoki. Poczuł nagłą potrzebę skorzystania z toalety, a toy-toye znajdowały się na dole skoczni. Norweg miał niewiele czasu, gdyż seria próbna miała się rozpocząć lada chwila. Gaygnes dotarł na miejsce, załatwił się i skierował w stronę wyciągu. Wgramolił się na krzesełko i dopiero po chwili zorientował się, że ktoś siedzi koło niego.
Był to ów nowy Austriak, którego Norwegowie mieli okazję zobaczyć na siłowni.
- Cześć - nieśmiało przywitał się Kent.
- Cześć - odpowiedział Austriak. - Ty jesteś Kent Gaygnes, prawda?
Norweg skinął głową.
- Masz ładne nazwisko - stwierdził "nowy".
- Śmieszy cię?
- Nie, podoba mi się.
- Wszyscy się z niego nabijają - poskarżył się Gaygnes.
- Nie rozumiem dlaczego, przecież jest bardzo ładne.
- A ty jak się nazywasz? - zaciekawił się Norweg.
- Jestem Dawid Zäuner i szukam przyjaciela - odparł Austriak, kiwając się w tył i w przód, jak gdyby cierpiał na chorobę sierocą. - Czy zostaniesz moim przyjacielem? Takim "od serca"?
- Przykro mi, Dawid, ale nie mogę - odparł Kent, jednocześnie zdumiony i zmartwiony. - Ty jesteś Austriakiem, a ja Norwegiem...
- I co w związku z tym? - dociekał Zäuner.
- Dlatego nie mogę się z tobą zaprzyjaźnić.
Dawid wyraźnie posmutniał.
- Ale możesz do mnie wpadać raz na jakiś czas, tak jak Marcin Cock - pocieszył Austriaka Gaygnes.
- Ale ja szukam prawdziwego przyjaciela!
Zäuner kiwał się już tak energicznie, że Kent zaczął się bać, iż krzesełko wyciągu odczepi się i spadnie.
- To może... Spytam trenera, czy mogę się z tobą zaprzyjaźnić i dam ci znać, zgoda?
- Zgoda.
***
Tymczasem Andres Burdal przechadzał się po sektorze dla VIP-ów.
Po ostatniej eskapadzie utracił swój płaszcz, dlatego ubrany był w limonkowozielone, obcisłe spodnie-rurki, czerwono-pomarańczowy, wyglądający na damski podkoszulek i "adidaski" z bazaru. Stroju dopełniał szalik z napisem "Heia Norge".
- Dzisiaj nie pokazywać, dziś ni - mruczał pod nosem skoczek, poprawiając fryzurę, składającą się w większej części z żelu niż z włosów.
***
- Jeśli dobrze skoczysz w zawodach, oddam ci komórkę - oznajmił Milka, machając Veingardowi telefonem przed nosem.
- Ale...
- W twoim wypadku oznacza to pierwszą trzydziestkę.
- Przecież ja zawsze skaczę dobrze - obruszył się Skrett.
- Tak, tak - przytaknął trener. - A teraz muszę iść.
- A co ja będę miał z tego, że dobrze skoczę?! - krzyknął za nim Tum.
Milka odpowiedział mu dyskretnym gestem środkowego palca.
- Dupa, nie trener - burknął skoczek.
- Panie trenerze! - ryknął Andres Tchibosen. - Panie trenerzeeeee!
Tum uderzył go pięścią, tak, że Andres prawie się przewrócił.
- Ał! Za co?!
- Za skarżenie!
- Przecież nie naskarżyłem!
- Ale chciałeś! Ciesz się, że Milka nie usłyszał!
- Ale ja co innego chciałem powiedzieć! - zarzekał się skoczek.
- Niby co?
- Sam zobacz!
***
Obaj skoczkowie spojrzeli na telewizor, który miał pokazywać skoki poszczególnych zawodników. W tym jednak momencie prezentował coś zupełne innego, a mianowicie: Andresa Burdala, tańczącego makarenę, a raczej własną wersję makareny. Skoczek zdjął swoją pstrokatą koszulkę i zaczął nią wywijać.
Po chwili Milka dotarł na wieżę trenerską i spostrzegł, że wszyscy zgromadzeni wpatrują się w ulokowany tam ekran.
- Co, do... - trener Norwegów nie zdążył dokończyć, gdyż zwrócił się do niego Poirot.
- Pański Burdal, Kopytkoski. Zaraz wszystkim pokaże i cały świat dowie się, jakim jest zboczeńcem...

niedziela, 8 sierpnia 2010

Rozdział 38 - Ber, mamy problem

Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie i zasłoniła się ręcznikiem.
Tum przez moment był jak zamurowany, jednak w końcu zreflektował się i warknął:
- Burdal...
- No co? - odparł skoczek. - Moge se.
- Ty... Ty...
- Ej, no... Co ty? Kurde... No ej... Aaaaaa!
***
Za oknem świtał już poranek. Trudno było jednak to dostrzec, gdyż szyba była tak brudna, jakby nie myto jej od kilkunastu lat, co zresztą zdawało się niezwykle prawdopodobne.
Sygurd Pedalsen leżał w kałuży własnych wymiocin. Jednak to mu w tej chwili nie przeszkadzało... Nawet kac mu nie przeszkadzał. Był wolny! Nareszcie wolny!
***
Przy śniadaniu panowała niezbyt przyjemna atmosfera.
Tum Hylde i Andres Burdal nie odzywali się do siebie. Obaj byli mocno poobijani i podrapani, na dodatek Burdal miał spore problemy z gardłem, gdyż w nocy Tum prawie utopił go w jacuzzi.
Ber był jakiś poddenerwowany.
W pewnym momencie bezceremonialnie zaczął palić papierosa, nie zważając na oburzenie co po niektórych obecnych w jadalni.
- Khy khy! Duszę się! - wykrzyknął Tomas Abendstern. - To szkodzi memu delikatnemu organizmowi!
- Przestań pan, panie Rum-coś-tam! - oburzył się Axel Poirot.
Ber ostentacyjnie zaczął puszczać kółka z dymu.
- Głuchy pan jesteś?! - wściekł się trener Austriaków. - Kopytkoski, zrób pan z nim coś!
- Jaaa? A czemu ja? - zdumiał się Milka.
- Bo pan jesteś jego trenerem! - huknął Axel.
- Ale to panu coś przeszkadza, Poirot, nie mnie...
W tym momencie do pomieszczenia wszedł Wolter Hopper. Ber pospiesznie wrzucił niedopalonego papierosa do kawy Andresa Tchibosena.
- Cóż to za krzyki? - spytał Voltemort, spoglądając na austriackiego trenera.
Ten pospiesznie i po niemiecku począł tłumaczyć co dokładnie zaszło, żywo przy tym gestykulując i opluwając wszystkich dookoła resztkami tego, co przed chwilą zjadł.
Wolter Hopper łypnął na Milkę Kopytkoskiego.
- Nieładnie, panie Kopytkoski, nieładnie...
- Dlaczego pan do mnie się zwraca, Hopper? Przecież wielokrotnie tłumaczyłem moim zawodnikom, że palenie tytoniu wywołuje wiele groźnych chorób...
- Podobno wywołuje impotencję - Tum szeptem zwrócił się do Bera.
- Gówno prawda - wychrypiał Burdal. Hylde zignorował to.
- W ogóle, stary, to co cię naszło, żeby palić tutaj? - zapytał Rumrumruma.
Ten bez słowa podał mu swój telefon komórkowy.
"Mamy twoją cizię. Jeszcze podamy warunki. Żadnych glin." - odczytał Hylde. Sms został wysłany z numeru dziewczyny Bera.
***
Cała drużyna Norwegów zgromadziła się w pokoju zajmowanym przez Rumrumruma, który palił papierosa za papierosem.
- Pewno ta cała Marta se jaja robi i tyle - wysunął przypuszczenie Burdal.
- Martyna - warknął Ber.
- Przecież żem powiedział: Marta.
- Martyna, kretynie!
Ber ze złością uderzył ręką w ścianę. W sąsiednim pokoju ktoś uczynił to samo, a skoczek jęczał z bólu.
- Spokojnie, chłopcze - rzekł Milka ojcowskim tonem. - Hipotezy Burdala nie można wykluczyć...
- Tylko jak to sprawdzić? - zastanawiał się Johannes.
- Zadzwonić? - zaproponował Andres Tchibosen.
- Nie odbiera.
- Zastanowimy się później - zadecydował trener. - A teraz są ważniejsze sprawy. Chodźmy na skocznię.

piątek, 6 sierpnia 2010

Sonda.


SONDA
Czy ma byc nowy rozdzial?

tak
nie

środa, 12 maja 2010

Rozdział 37 - Dziwne przygody

Wreszcie podłączono mi internet. :)
Przepraszam wszystkich za tak długą nieobecność. Wybaczycie?
A oto nowy odcinek.
****************************************************

Andres Tchibosen nagle zbudził się w środku nocy. Pomyślał, że jest mu jakoś ciężko na duchu.
Po dłuższej chwili poświęconej kontemplowaniu tego stanu, doszedł do wniosku, że nie na duchu, a na ciele jest mu ciężko.
Skoczek westchnął, po czym otworzył oczy.
Dostrzegł, że na jego klatce piersiowej siedzi okrakiem jakiś osobnik. Osobnik ów miał na sobie kombinezon skoczka narciarskiego i kask z maską, zasłaniającą twarz.
- Ratunkuuuuuuuuuuu! - wrzasnął Andres, zrywając się na równe nogi i tym samym zrzucając z siebie tajemniczą nocną zjawę.
Zamaskowany przetoczył się przez pokój, po czym wstał i rzucił się do ucieczki. Po drodze potknął się kilka razy o rozrzucone na podłodze ubrania.
- Pomocyyyyyyyy! - krzyczał Tchibosen.
Chwilę później do pokoju wszedł Milka Kopytkoski, w szlafroku i bamboszach.
- Heeeeeeeelp! - ryknął Andres prosto w twarz trenera.
Ten ziewnął szeroko.
- Co tym razem? - spytał zaspanym głosem. - Zaatakowali cię kosmici? Czy może Mały Głód? Albo...
- Panie trenerze! Jakiś potwór na mnie siedział!
- Co-o? - spytał Kopytkoski.
- Właśnie to! Jakaś bestia, w kostiumie i kasku!
- A może przesadziłeś z kreskówkami? - zasugerował łagodnie Milka.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! Nie!
- Hmm, to dziwne - stwierdził trener. - A nie widziałeś jego twarzy?
- Miał maskę!
- A może po prostu miałeś zły sen?
- Nie! To nie był sen! - Tchibosen wydął wargi. Był w pełni przekonany o swojej racji. - A jak to był Pedalsen? - dodał po chwili, ściszonym głosem.
- Głupstwa pleciesz - mruknął Kopytkoski, jednak widać było, iż jest zdenerwowany. - Zaraz wracam. Poczekaj tutaj na mnie i nikogo nie wpuszczaj. To rozkaz. Dobrze, Andresiku?
- Dobrze - odparł skoczek, drżąc.
***
Trener wparował do swojego pokoju. Geyr zachrapał i przewrócił się na drugi bok, ale nie obudził się. Kopytkoski sięgnął po telefon Veingarda, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi na klucz.
***
- Yyyy? - wybełkotał Sygurd Pedalsen, odbierając telefon.
- Sygurd?
Pedalsen był tak zalany, że nie rozpoznał głosu dzwoniącej osoby.
- Co-o? - zapytał, bezskutecznie usiłując podnieść się z podłogi.
- Gdzie jesteś?
- W du... Kto mówi?
- Twoja stara - odparł Milka, starając się, by jego głos brzmiał groźnie... A przynajmniej nie drżał.
- Mamusia? - wyjąkał Sygurd.
"To raczej nie on" - pomyślał Kopytkoski, kończąc połączenie. Nietrudno było zgadnąć, że obecna dyspozycja Pedalsena nie była najlepsza...
***
Krocząc hotelowym korytarzem, Milka natknął się na Andresa Burdala, mającego na sobie jedynie kąpielówki.
- Co ty wyprawiasz? - fuknął trener.
Burdal spojrzał na niego spode łba i odszedł, mrucząc pod nosem:
- Już se człowiek nie może spokojnie iść na... Te, no, żakuzi. Co to sie porobiło, ja nie moge...
- Jest wpół do trzeciej w nocy! - ryknął za nim Milka.
- No i kij! - odparł Burdal, kierując się w stronę hotelowej sauny i jacuzzi. - I tak mnie obudził ten dekiel, co nie? Darł pysk, jakby go kto za jajca ściskał!
***
Tum Hylde również nie spał tej nocy. Miał ciekawsze zajęcia - zaprosił nowo poznaną koleżankę na wspólną zabawę w jacuzzi.
Zabawa trwała w najlepsze, gdy wtem...
- Hej, hop! - zawołał Burdal, beztrosko wskakując do jacuzzi.

środa, 14 kwietnia 2010

Rozdział 36 - Artykuł

Po raz kolejny przepraszam za dość długą nieobecność.
Nowy odcinek miał być w sobotę, ale po tym co się wydarzyło, wprost nie wypadało pisać... Póki co, zapraszam.
----------------------

Kent rozmyślał, oczekując na swój skok.
Znowu nie udało mu się wyznać miłości Johannesowi.
A może to znak?
Może nie powinien tak obciążać kolegi z kadry?
Ktoś poklepał go po ramieniu.
Gaygnes podniósł wzrok i zobaczył Remsena.
- Powodzenia, Kenny.
- Dzięki, Jo.
- Hyhyhy! - rozległ się głos Szymona Szammanna. - Wygram! jestem u siebie! W Szwajcarii! Hyhyhy!
"Ale on jest irytujący" - pomyślał siedzący nieopodal Tomas Abendstern. - "Zaraz go kopnę...".
***
- Ał!
- Ała!
- Bum!
- Donnerwetter!
- Hyhyhy!
- Przywal mu! Mocnieeeeeej! - krzyczał Tum Hylde, nie wiedząc do końca, komu kibicuje.
Prócz Abendsterna, na Szammanna rzucili się także Lojc i Schizenzauer. W obronie kolegi stanął wierny Andi Kitaj, okładając Austriaków swoimi nartami.
Pozostali skoczkowie skandowali imiona Austriaków lub Szwajcarów.
***
Wszystkie ekipy siedziały na stołówce, spożywając kolację. Panowały mieszane nastroje. Szymon cieszył się, bo oddał najdalszy skok w kwalifikacjach. Niestety, potyczka Szwajcarów z Austriakami pozostała nierozstrzygnięta, gdyż do akcji wkroczyła ochrona. Jednak skoczkowie umówili się, że dokończą później.
Wtem do jadalni wpadł Marcin Cock, wymachując jakimś świstkiem papieru.
- Słuchajcie! Jakie jaja! Artykuł jest! W internecie! Wydrukowałem, o!
- Jaki artykuł? - spytał Tum.
- Przeczytam.
W pomieszczeniu zapadła cisza, a Marcin zaczął czytać.
Po niemiecku.
- A po angielsku nie mógłbyś? - spytał Andres.
- Prooooszę - dodał Kent.
- No dobrze.
***
"Mimo że kolejny konkurs z cyklu Letniej Grand Prix w skokach narciarskich odbędzie się dopiero jutro, przybyłych do Einsydel kibiców już dzisiaj spotkały nie lada atrakcje. Wszystko to za sprawą grupy skoczków, którzy wdali się w bójkę tuż przed rozpoczęciem kwalifikacji.
Młoda gwiazda austriackich skoków, Georg Schizenzauer, w rozmowie z naszym reporterem nie szczędził ostrych słów pod adresem reprezentanta gospodarzy, Szymona Szammanna.
- Musiałem go uderzyć, gdyż jest on idiotą - powiedział Georg.
Sam Szammann niestety nie znalazł czasu na rozmowę z nami, jednak w jego imieniu wypowiedział się Andi Kitaj, drugi ze skoczków szwajcarskich.
- To oni zaczęli - stwierdził Kitaj, komentując zachowanie Austriaków.
Zamieszani w bójkę Tomas Abendstern i Amadeusz Lojc przekonują, że sytuacja została już wyjaśniona.
- Nie ma sensu walczyć na pięści. Zmierzymy się ze Szwajcarami już jutro, podczas zawodów - powiedział nam popularny Abendi.
Tymczasem doniesiono nam, że panikę wśród zgromadzonych na skoczni kibiców wywołał tajemniczy ekshibicjonista. Część fanów z tego względu zapowiedziała bojkot jutrzejszego konkursu.
- Nie chcę, żeby moje dzieci patrzyły na coś takiego! - bulwersuje się jeden z przybyłych do Einsydel kibiców.
- Takie osoby należy poddać kastracji! - usłyszeliśmy od jednego ze skoczków norweskich, który prosił o nieujawnianie swoich personaliów.".
***
- Ciekawe, kto powiedział to o kastracji - zastanawiał się Tum. - Ber, przyznaj się, że ty!
- Nie. To nie ja - odparł Rumrumrum, zapalając papierosa.
- Ale co? - zaciekawił się Burdal.
- No, że zboczeńców trzeba kastrować, czy coś.
- A to nie wiem - burknął Burdal. - Ja żem im tylko powiedział, że takich to za jajca wieszać trza.

czwartek, 8 kwietnia 2010

Rozdział 35 - Banda

Po śniadaniu norwescy skoczkowie mieli trening na siłowni. Nie przykładali się zbytnio do ćwiczeń, gdyż Milka miał kaca i nie zwracał na nich większej uwagi.
W pewnym momencie po prostu wyszedł i Norwegowie zaniechali jakiegokolwiek wysiłku fizycznego.
Nagle do pomieszczenia wszedł Axel Poirot, prowadząc "swoich chłopców", w tym jednego, którego żaden z zawodników norweskich wcześniej nie widział. Nie było natomiast Anderasa Kofleta.
- Przyszliśmy ćwiczyć - oznajmił Poirot, łypiąc groźnie na Norwegów.
- Nie. Bo my teraz ćwiczymy - odpowiedział Andres Tchibosen, nie ruszając się z miejsca.
- Przecież każdy głupi widzi, że nic nie robicie! - fuknął trener Austriaków.
- Co on gada? - spytał Burdal. - Powiedzcie mu ktoś, że pysk mu sie świeci jak psu jajca.
- Kolega Burdal również nie życzy sobie waszej obecności tutaj - zakomunikował Ber.
- Tomas, Amadeusz, pozbądźcie się ich - rozkazał Axel tonem godnym Führera.
Abendi i Lojc spojrzeli z przestrachem najpierw na trenera, następnie na Veingarda, a w końcu na siebie nawzajem.
- Co jest?! - zdziwił się trener.
- Bo my, panie trenerze, widzi pan...
- Bo my jednak wolimy potrenować na sali gimnastycznej.
***
- Kim jest ten nowy Austriak? - zapytał Kent.
- A co, podoba ci się? - pytaniem odpowiedział Tum.
Johannes zmroził go spojrzeniem.
- No co, żartowałem! - dodał szybko Hylde.
- Pierwszy raz go na oczy widzę - odezwał się Ber.
- No ja tyż - powiedział Burdal. - Taki babski jakiś.
- Eee, nie bardziej niż Schizenzauer - stwierdził Andres.
- Tyż fakt - zgodził się Burdal. - Ciekawe z jakiej go rzyci Poirot wytrzasnął...
***
Za moment miały się rozpocząć kwalifikacje do konkursu. Johannes i Kent siedzieli razem na krzesełku wyciągu.
- Fajne te góry - stwierdził Remsen.
- Nooo - przytaknął Gaygnes, wpatrzony jednak nie w górskie widoki, a w odpięty kombinezon kolegi.
"Teraz!" - pomyślał.
- Słuchaj, Jo...
- Co tam się dzieje? - przerwał mu Johannes, wskazując na górny sektor publiczności.
***
- Łapać zboczeńca! - krzyczała jakaś wiekowa kobieta.
Burdal usiłował ratować się ucieczką. Popchnął grupkę dzieci i przeskoczył przez kilka rzędów.
Wtem jakiś mężczyzna szarpnął go za płaszcz.
Skoczek pomyślał, że pozostało mu tylko jedno wyjście. Zrzucił z siebie okrycie i zbiegł, pozostając w samych butach, skarpetkach i ciemnych okularach.
Kilka osób wpatrywało się w niego ze zgorszeniem, inni zaś z zaciekawieniem, a jeszcze inni zasłaniali oczy swoim dzieciom.
Burdal przeskoczył przez płot i zatańczył, prezentując swoje wdzięki goniącym go osobnikom.
- Tu mie możecie! - ryknął, wypinając pośladki, po czym odszedł, jak gdyby nigdy nic.
"Bede se musiał nowy mantel kupić" - pomyślał z żalem o swoim płaszczu. - "Ale sie opłaciło, heh.".
***
Milka stał na wieży trenerskiej, w błogiej nieświadomości tego, co właśnie wyczyniał jego zawodnik.
Trener maksymalnie skupiał się na swoim zadaniu, które polegało głównie na machaniu chorągiewką i okazywaniu emocji. W międzyczasie przyglądał się Axelowi Poirotowi spod swoich ciemnych okularów.
Nagle poczuł wibrację w kieszeni.
Dzwoniła komórka Veingarda, którą Milka przezornie wziął ze sobą.
"S.P.". Kto to może być?
- Słucham? - odebrał ozięble Kopytkoski.
Rozległa się wiązanka przekleństw.
- Ja pierdyle, zaś ten ksiunc! - trener rozpoznał głos Sygurda Pedalsena.
- Co ty pieprzysz, jaki tam ksiądz - dało się słyszeć odpowiedź Ruaha Ljøkelsunda. - Daj, ja z nim pogadam. Halo!
Ruah zaklął kilka razy dla odwagi.
- Słucham?! - zdenerwował się Milka.
Rozległ się mrożący krew w żyłach śmiech.
- Jaki tam ksiądz, debilu! - wykrzyknął Ljøkelsund. - Toż to Kopytkoski jest!
- Hahaha, stary, dawaj na głośnik! - trener usłyszał głos byłego skoczka, Thomiego Ingeybrigtsena, o którego obecności świadczyła również lecąca w tle muzyka, przywodząca na myśl subkulturę emo.
- Kopytko! Właśnie posuwam twoją babkie! - ryknął Pedalsen, a reszta bandy zawtórowała mu śmiechem.
- Moja babka nie żyje - odparł Milka, coraz bardziej poddenerwowany.
- To w czymś przeszkadza?
Ten głos Kopytkoski również rozpoznał.
Henryk Stensfjud.
Niegdyś skazany za bezczeszczenie zwłok, do kupy z Ingeybrigtsenem.
- Czego chcecie? - spytał Milka.
Hannu Lesbisto niecierpliwie dźgnął go parasolem w plecy. Zaraz miały się rozpocząć kwalifikacje.
- Gdzie jest Veingard? - pytaniem odpowiedział Ruah. - I co ty, durny panie trenerze, robisz z jego telefonem?
- Veingard zaraz będzie skakał - cierpliwie wyjaśnił Kopytkoski, mimo że na usta cisnęły mu się różnorakie wulgaryzmy. - Oddzwoni do was później.
- Taa, fajnie - odparł Pedalsen. - Ale później to ja bede narąbany. Dawaj mi go teraz!
- Niestety, nie mogę - rzekł drżącym głosem trener. - Do widzenia.
- Nara! Jeszcze się z tobą policzymy, Kopytkoski!

środa, 7 kwietnia 2010

Rozdział 34 - Uczucia Kenta

Johannes i Kent usiłowali zasnąć, jednak coś, a raczej ktoś, skutecznie im to utrudniał.
Tum przyprowadził do pokoju obok nową koleżankę i zabawiali się całkiem głośno. Andres, który otrzymał osobny pokój, co chwilę wrzeszczał, prosząc o ciszę. Natomiast Burdal, który tym razem miał mieszkać z Hylde, bezskutecznie usiłował dostać się do pokoju, uderzając w drzwi i krzycząc:
- Kurde! Otwórz! Chce sie dołączyć! Też bym se pohulał, nie?!
Johannes, zwykle cichy i spokojny, wyjrzał z pokoju i zawołał:
- CISZA!!!!!!!!!
Wszystko ucichło. Burdal wzruszył ramionami i odszedł, mrucząc coś pod nosem.
Kent był pełen podziwu dla Remsena.
- Zrobiłeś z nimi porządek - rzekł, uśmiechając się.
- Ktoś musiał - odparł Johannes.
Był jakiś... Inny niż zazwyczaj.
Podszedł do Gaygnesa i pocałował go w czoło.
- Dobranoc, Kenny.
Kent jednak czuł, że tej nocy nie uda mu się zasnąć.
***
Rankiem jednak Gaygnes stwierdził, że spał, a sekret o tym, co mu się przyśniło, zabierze ze sobą do grobowej deski.
Gdy tak rozpamiętywał miłe, nocne wspomnienia, z łazienki wyszedł Remsen, obwiązany w biodrach ręcznikiem.
Kent pomyślał, że już dłużej nie wytrzyma.
Musi mu powiedzieć!
***
Ber wparował do pokoju.
Uderzył ręką w ścianę, kopnął w łóżko, syknął z bólu i rzucił zapalniczką w Veingarda.
- Zabiję! Zabiję! - wrzeszczał.
Skrett przetarł zmęczone oczy.
- Ale co ja zrobiłem? - spytał. - Zresztą, jeśli mnie zabijesz, Sygurd potem...
- Nie o ciebie mi chodzi! - przerwał koledze Rumrumrum. - Chciałem sobie kupić fajki! Fajki, rozumiesz?!
- Nie bardzo - odparł Veingard.
- Fajki! Kur...de! Rakotwóry! Szlugi! Fungle! Kiepy! Papierosy!
- Wiem co to znaczy.
- Chciałem kupić te cholerne fajki i okazało się, że nie mam nic na koncie! Martyna wszystko wydała! Bo kto by inny?!
Ber jeszcze raz kopnął w łóżko. W oczach pojawiły mu się łzy bólu.
- Na szczęście mam jeszcze jedno konto, o którym ona nie wie... - rzekł, po czym wyjął z kieszeni upragnioną paczkę papierosów.
***
- Kenny, dobrze się czujesz? Jesteś jakiś taki... Czerwony na twarzy - powiedział Johannes, prezentując przed kolegą swą piegowatą klatkę piersiową w całej okazałości.
- Eee... Tak, tak, dobrze - wyjąkał Gaygnes. Czuł, jak po plecach spływa mu stróżka potu. - Jo... Ja muszę ci coś powiedzieć... - dodał po chwili.
Remsen usiadł na jego łóżku.
- Co się stało, Kenny? Wal śmiało.
- Bo widzisz... Ja...
- Macie może maślankę? - spytał Tum, który właśnie wszedł do pokoju. - Mam kaca jak stąd do Norwegii...
- Pogadamy później - szepnął Remsen do Gaygnesa.
***
- Nie bede skakać, to nie. Łaski bez - mamrotał do siebie Burdal. - Pójde se na widownie. Tam to sie dopiero zabawić mogiem... Hehe.
Uśmiechnął się do swoich myśli.


SONDA
Kto tym razem nieswiadomie przeszkodzi Kentowi w wyznaniu uczuc?

Tum
Georg
Axel
Milka
Dawid
Burdal