BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS »

czwartek, 8 kwietnia 2010

Rozdział 35 - Banda

Po śniadaniu norwescy skoczkowie mieli trening na siłowni. Nie przykładali się zbytnio do ćwiczeń, gdyż Milka miał kaca i nie zwracał na nich większej uwagi.
W pewnym momencie po prostu wyszedł i Norwegowie zaniechali jakiegokolwiek wysiłku fizycznego.
Nagle do pomieszczenia wszedł Axel Poirot, prowadząc "swoich chłopców", w tym jednego, którego żaden z zawodników norweskich wcześniej nie widział. Nie było natomiast Anderasa Kofleta.
- Przyszliśmy ćwiczyć - oznajmił Poirot, łypiąc groźnie na Norwegów.
- Nie. Bo my teraz ćwiczymy - odpowiedział Andres Tchibosen, nie ruszając się z miejsca.
- Przecież każdy głupi widzi, że nic nie robicie! - fuknął trener Austriaków.
- Co on gada? - spytał Burdal. - Powiedzcie mu ktoś, że pysk mu sie świeci jak psu jajca.
- Kolega Burdal również nie życzy sobie waszej obecności tutaj - zakomunikował Ber.
- Tomas, Amadeusz, pozbądźcie się ich - rozkazał Axel tonem godnym Führera.
Abendi i Lojc spojrzeli z przestrachem najpierw na trenera, następnie na Veingarda, a w końcu na siebie nawzajem.
- Co jest?! - zdziwił się trener.
- Bo my, panie trenerze, widzi pan...
- Bo my jednak wolimy potrenować na sali gimnastycznej.
***
- Kim jest ten nowy Austriak? - zapytał Kent.
- A co, podoba ci się? - pytaniem odpowiedział Tum.
Johannes zmroził go spojrzeniem.
- No co, żartowałem! - dodał szybko Hylde.
- Pierwszy raz go na oczy widzę - odezwał się Ber.
- No ja tyż - powiedział Burdal. - Taki babski jakiś.
- Eee, nie bardziej niż Schizenzauer - stwierdził Andres.
- Tyż fakt - zgodził się Burdal. - Ciekawe z jakiej go rzyci Poirot wytrzasnął...
***
Za moment miały się rozpocząć kwalifikacje do konkursu. Johannes i Kent siedzieli razem na krzesełku wyciągu.
- Fajne te góry - stwierdził Remsen.
- Nooo - przytaknął Gaygnes, wpatrzony jednak nie w górskie widoki, a w odpięty kombinezon kolegi.
"Teraz!" - pomyślał.
- Słuchaj, Jo...
- Co tam się dzieje? - przerwał mu Johannes, wskazując na górny sektor publiczności.
***
- Łapać zboczeńca! - krzyczała jakaś wiekowa kobieta.
Burdal usiłował ratować się ucieczką. Popchnął grupkę dzieci i przeskoczył przez kilka rzędów.
Wtem jakiś mężczyzna szarpnął go za płaszcz.
Skoczek pomyślał, że pozostało mu tylko jedno wyjście. Zrzucił z siebie okrycie i zbiegł, pozostając w samych butach, skarpetkach i ciemnych okularach.
Kilka osób wpatrywało się w niego ze zgorszeniem, inni zaś z zaciekawieniem, a jeszcze inni zasłaniali oczy swoim dzieciom.
Burdal przeskoczył przez płot i zatańczył, prezentując swoje wdzięki goniącym go osobnikom.
- Tu mie możecie! - ryknął, wypinając pośladki, po czym odszedł, jak gdyby nigdy nic.
"Bede se musiał nowy mantel kupić" - pomyślał z żalem o swoim płaszczu. - "Ale sie opłaciło, heh.".
***
Milka stał na wieży trenerskiej, w błogiej nieświadomości tego, co właśnie wyczyniał jego zawodnik.
Trener maksymalnie skupiał się na swoim zadaniu, które polegało głównie na machaniu chorągiewką i okazywaniu emocji. W międzyczasie przyglądał się Axelowi Poirotowi spod swoich ciemnych okularów.
Nagle poczuł wibrację w kieszeni.
Dzwoniła komórka Veingarda, którą Milka przezornie wziął ze sobą.
"S.P.". Kto to może być?
- Słucham? - odebrał ozięble Kopytkoski.
Rozległa się wiązanka przekleństw.
- Ja pierdyle, zaś ten ksiunc! - trener rozpoznał głos Sygurda Pedalsena.
- Co ty pieprzysz, jaki tam ksiądz - dało się słyszeć odpowiedź Ruaha Ljøkelsunda. - Daj, ja z nim pogadam. Halo!
Ruah zaklął kilka razy dla odwagi.
- Słucham?! - zdenerwował się Milka.
Rozległ się mrożący krew w żyłach śmiech.
- Jaki tam ksiądz, debilu! - wykrzyknął Ljøkelsund. - Toż to Kopytkoski jest!
- Hahaha, stary, dawaj na głośnik! - trener usłyszał głos byłego skoczka, Thomiego Ingeybrigtsena, o którego obecności świadczyła również lecąca w tle muzyka, przywodząca na myśl subkulturę emo.
- Kopytko! Właśnie posuwam twoją babkie! - ryknął Pedalsen, a reszta bandy zawtórowała mu śmiechem.
- Moja babka nie żyje - odparł Milka, coraz bardziej poddenerwowany.
- To w czymś przeszkadza?
Ten głos Kopytkoski również rozpoznał.
Henryk Stensfjud.
Niegdyś skazany za bezczeszczenie zwłok, do kupy z Ingeybrigtsenem.
- Czego chcecie? - spytał Milka.
Hannu Lesbisto niecierpliwie dźgnął go parasolem w plecy. Zaraz miały się rozpocząć kwalifikacje.
- Gdzie jest Veingard? - pytaniem odpowiedział Ruah. - I co ty, durny panie trenerze, robisz z jego telefonem?
- Veingard zaraz będzie skakał - cierpliwie wyjaśnił Kopytkoski, mimo że na usta cisnęły mu się różnorakie wulgaryzmy. - Oddzwoni do was później.
- Taa, fajnie - odparł Pedalsen. - Ale później to ja bede narąbany. Dawaj mi go teraz!
- Niestety, nie mogę - rzekł drżącym głosem trener. - Do widzenia.
- Nara! Jeszcze się z tobą policzymy, Kopytkoski!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Genialny rozdział.I Alex co se myśli,że coś zdziała? xd
Hahaha Pedalsen widzę odważny . ; o
I podziwiam Mikę . xO
Hylde pozostawię bez komentarza. ! ; o
Sonja.

Agnesss pisze...

Biedny Kent! :( :( Znowu mu się nie udało! :( :(

Jade the Jedi pisze...

Przypadkiem natrafiłam na to opowiadanie i z miejsca mnie wciągnęło ;) Humor i absurd to jest to, co w skocznej twórczości cenię najbardziej! A tu pełno i jednego, i drugiego, na dodatek serwowanego niemal codziennie :) Po 35 odcinkach trudno zdecydować, co podobało mi się najbardziej, póki co powiem jedno - przeróbki nazwisk wymiatają :D Pomysł na Tchibosena, Abendsterna i Poirota świetny, Rumrumrum jest w pewien sposób urzekający, Jane Taamponen po prostu rozwala.
Będę czytać dalej, dodaję do linków. Przy okazji - w chwili wolnego czasu (tak, przy przygotowaniach do matury za wiele go nie ma, sama to właśnie przeżywam) śmiem zaprosić też do siebie ;)