BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS »

niedziela, 28 lutego 2010

Rozdział 4 - Konkurs drużynowy w Hinterwinter

- I pamiętajcie, moi kochani, jeśli któryś z was zepsuje skok i przez to nasza drużyna nie wygra...
Kopytkoski zakrztusił się, aż oczy zaszły mu łzami. Zawodnicy spoglądali po sobie.
- ...Wtedy w trybie dyscyplinarnym usunę tego osobnika z kadry - zakończył dychawicznym głosem trener. - Bez względu na to, kto to będzie.
- Heh... - bąknął Andres Burdal swoim niskim głosem.
Burdal, mimo że pochodził z miasta, przez kolegów potajemnie nazywany był wieśniakiem, przede wszystkim ze względu na swój prowincjonalny akcent, ubogie słownictwo i dość specyficzny gust ubraniowy.
W istocie, skoczek ów lubował się w oryginalnej, często niedopasowanej kolorystycznie garderobie. Mówił dość niegramatycznie, słabo też posługiwał się językiem angielskim, dlatego trener Kopytkoski pod groźbą kary zabronił mu udzielać wywiadów. Z tego powodu większość kibiców i dziennikarzy postrzegała Burdala jako nieuprzejmego mruka. Jednak ci, którzy mieli okazję poznać go bliżej (na przykład w barze lub klubie) wiedzieli, że jest on bardzo miły i otwarty. Szczególnie po kilku głębszych...
Tuż obok Burdala, na krawędzi krzesła, siedziało jego całkowite przeciwieństwo - Ber Enya Rumrumrum. Ten, zawsze modnie uczesany i ubrany, wygadany i w miarę inteligentny, stanowił obiekt westchnień wielu środkowoeuropejskich dziewcząt, kobiet i homoseksualistów. Jednak, od kiedy związał się z Martyną Ramzes, Ber, znany również jako B.E.R., był niedostępny. Przynajmniej oficjalnie...
- No, idziemy na skocznię - ponaglił chłopców trener.
Milka Kopytkoski był Finem polsko-rosyjsko-niemieckiego pochodzenia. Skutkiem owej rasowej mikstury była niezwykła zmienność szanownego trenera. Kopytkoski był jak kameleon, bywał zawzięty i złośliwy, ale gdy tylko w jego otoczeniu pojawiał się ktoś spoza norweskiej kadry, stawał się najmilszym człowiekiem pod słońcem. "Przyjazny trener" - mówiono o nim.
Ale czy aby na pewno?...
Kadra opuściła hotel i skierowała się w stronę skoczni. Obiekt znajdował się tuż obok, nie trzeba więc było jechać tourbusem.
U boku trenera dumnie kroczył jego pupilek, Andres Tchibosen, uwielbiany przez fanki, znienawidzony przez kolegów z kadry.
Za nimi wlókł się Ber w towarzystwie Martyny i Tum w towarzystwie Burdala.
Pochód zamykali Kent Gaygnes i rudowłosy Johannes Evens Remsen, którzy nie startowali w zawodach, pełnili więc rolę tragarzy. Oboje szli o kilkadziesiąt metrów za resztą i dyskutowali o czymś półgłosem.
Po chwili wszyscy ujrzeli skocznię w całej okazałości. Setki, a może i tysiące fanów podrygiwały w rytm rozlegającego się z olbrzymich głośników bawarskiego "umcy-umcy". Co po niektórzy raczyli się piwem i kiełbasą, dziewczęta piszczały i wieszały się na płocie, odgradzającym je od ubóstwianych zawodników... Krótko mówiąc, panowała sielankowa atmosfera.
- Panie trenerze... - przymilnym głosem odezwał się Tum. - A co będzie, jeśli wszyscy zepsujemy skoki?
- Jak co będzie...? Kaplica będzie! - mruknął Kopytkoski, machając do Woltera "Voltemorta" Hoppera.
- No dobrze, ale kogo pan wtedy wyrzuci? - dociekał Hylde.
- Tego, kto odda najkrótszy skok - odparł poddenerwowany Milka, oddalając się w stronę gniazda trenerskiego. Na odchodne rzucił jeszcze:
- Tylko spróbujcie nie wygrać.
***
Seria próbna odbyła się bez zakłóceń.
Wprawdzie zdominowali ją Austriacy, ale skokom Norwegów nie można było nic zarzucić i Kopytkoski sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego.
Drażnił go tylko pokrętny uśmieszek na twarzy Axela Poirot...
Tymczasem na górze skoczni Tum Hylde przygotowywał się do skoku. Przechodząc przez terminal dla zawodników i myśląc, że nikt go nie widzi, napluł do stojących przy ścianie butów Tomasa Abendsterna.
Po chwili już siedział na belce.
Zachodzące słońce świeciło mu w oczy. Przypomniało mu to jego dość nieprzyjemną pobudkę w hotelu.
Hylde przełknął ślinę.
Dostrzegł, że Kopytkoski ze złością szczerzy zęby, z których jeden, srebrny, odbija słoneczne promienie...
Zielone światło.
Ruszył.
Wylądował bardzo zadowolony z siebie.
Telemark prawie mu się udał, a poza tym...
Niech to szlag!
- Szóste miejsce?! Jak to szóste miejsce?! - wrzasnął Tum, ale widząc zbliżającego się kamerzystę, uśmiechnął się szeroko.
"Ups" - pomyślał. - "Chyba nie wyszło...".
***
Zarówno podczas skoku Rumrumruma, jak i Tchibosena i Burdala, Tum całą siłą swej woli zaklinał kolegów:
"Zawal! Spadnij! Dość!".
Niestety.
Ber i Andres T. może nie zachwycili, ale zdołali wyciągnąć Norwegię na czwarte miejsce.
Natomiast Burdal, ten głupkowaty Burdal, pobił rekord skoczni!
Tum Hylde już nieomalże czuł na sobie karcącą rękę trenera.
Norwegia była trzecia, za Austrią i Niemcami.
Hylde trochę sobie ulżył, podkładając nogę Rafaelowi Neufrayerowi. Jak ten Szwab śmiał przeskoczyć go aż o dwanaście metrów?!
Oddając się takim i podobnym rozmyślaniom, Tum ruszył w stronę wyciągu.
***
Norwegia była druga.
Od zwycięstwa dzielił ją tylko jeden skok.
Oczy wszystkich kibiców utkwione były w zasiadającym na belce Andresie Burdalu.
Trener Kopytkoski był spokojny. Przecież Burdal w pierwszej serii pobił rekord, a w drugiej nawet ten miernota Hylde skoczył przyzwoicie.
Milka postanowił nawet, że nie wyrzuci nikogo z kadry, chociażby jego drużyna zajęła dopiero drugie miejsce.
Na ogromnym telebimie ukazała się twarz Burdala. skoczek był skupiony, nawet przestał się głupio uśmiechać. To dobry znak...
Burdal odepchnął się od belki.
"Dooooooooooość!" - krzyczeli niemieccy i austriaccy kibice. Jednak Milka ich nie rozumiał.
To, co wydarzyło się dalej, było jak sen...
I to prawie najgorszy sen, jako może się przyśnić trenerowi.
Burdal wylądował na buli, na dodatek podpierając skok.
Milka czuł, że tonie. Tonie w szaleńczym ryku kibiców...
Nawet nie spostrzegł, kiedy Georg Schizenzauer oddał skok.
Austria, Niemcy, Finlandia, Norwegia.
Czwarte miejsce.
- Burdal... - wycedził przez zęby Kopytkoski.
***
- Naczy sie że jak?
- Za-wie-szo-ny! Nie rozumiesz, półgłówku?! - wrzeszczał Kopytkoski.
- Tak po prawdzie... To nie. Heh - przyznał Burdal.
- Jeżeli jutro nie zajmiesz miejsca w pierwszej dziesiątce, WYLATUJESZ z kadry do końca sezonu letniego. Zrozumiałeś?!
Burdal wzruszył ramionami.
Milka zaś opuścił pokój, trzaskając drzwiami tak silnie, iż te o mało nie wypadły z zawiasów.
- Tera to cie powieszum za byle pierdołe - burknął pod nosem Burdal. - Heh...
Po czym, nie zważając na pogardliwe spojrzenie Andresa Tchibosena, wyjął komórkę i zajął się tworzeniem melodyjek poprzez naciskanie guzików na "chybił - trafił".


SONDA
W jakim celu Axel Poirot zlozy wizyte Milce Kopytkoskiemu?

zeby dac mu lapowke
bedzie mial do niego pretensje o zachowanie norweskich skoczkow
zeby odebrac od niego lapowke
zeby pogratulowac mu 4 miejsca jego druzyny w konkursie
bedzie chcial sie z nim napic
zeby zaprosic go na impreze
zeby wyzwac go na pojedynek

sobota, 27 lutego 2010

Rozdział 3 - Genialna intryga

Tymczasem z pokoju Bera i Martyny dobiegały odgłosy ożywionej rozmowy.
- Czemu... on... ma... na... sobie... twoje... gacie?! - wrzeszczała Ramzes, jak gdyby chodziło o jakieś straszne przewinienie ze strony jej chłopaka.
- Kochanie...
- Weź te łapy i odpowiedz na moje pytanie! No hello!
- Tak więc...
- Masz coś na sumieniu! Wiedziałam, że masz coś na sumieniu!
- Zlituj się, to tylko zwykłe gacie!
- Może dla ciebie "tylko", ale...
- Poczekaj, muszę się uspokoić.
Rumrumrum chwycił popielniczkę i wyrzucił ją przez okno.
- No, już mi lepiej - wycedził tonem, który wcale na to nie wskazywał.
- Mów prawdę... Hello - odparła Martyna z rozpaczą.
- A zatem... - Ber zaczął opowieść. - Jak wiesz, nienawidziłem tych gaci.
- Zupełnie nie wiem czemu - wtrąciła Ramzes, siadając na łóżku. Rumrumrum natomiast zaczął nerwowo spacerować po pokoju.
- Ale wczoraj poczułem, że już dłużej tak nie mogę. Nie mogę, rozumiesz?! - krzyknął Ber, nie wiadomo czy do swojej dziewczyny, czy do walizki, którą kopnął z wściekłością. - Auuuuuuuuu!
Ramzes pokręciła głową, mrucząc pod nosem coś pomiędzy "hello", a siarczystym norweskim przekleństwem.
Zdążyła już się przyzwyczaić, że jej chłopak w nerwowych sytuacjach kopie, rzuca i uderza rękami w ścianę.
Cóż, są różni ludzie, a każdy ma prawo do swoich drobnych dziwactw.
Ber przez chwilę poskakał na jednej nodze, wyjąc przy tym z bólu, ale w końcu uspokoił się i kontynuował opowieść.
- Więc kiedy szedłem na śniadanie, wziąłem je ze sobą i wrzuciłem do pierwszego lepszego pokoju, mając przy tym nadzieję, iż znajdą lepszego właściciela, który je... No wiesz, doceni.
- Aha - podsumowała Ramzes, piłując paznokcie. - Ale w takim razie co znaczyło to "Ber i ja"?
- Nie wiem - odparł Rumrumrum, siadając obok Martyny. - Wybaczysz mi?
- Pod jednym warunkiem.
- Oczywi...
- Przecz z łapami! Nie o takim warunku mówię. Masz odzyskać te gacie.
Ber był zbyt zdenerwowany, żeby odpowiedzieć. Jednak, jako że wciąż czuł pulsujący ból dużego palca u nogi, chwilowo powstrzymał się od kopania. Sięgnął za to po leżącą na stoliku paczkę papierosów, po czym wyjął i zapalił cztery na raz. Wkrótce przypomniał sobie, że przed momentem w dość spektakularny sposób pozbył się popielniczki, musiał więc strzepać popiół do kubka.
***
- Naprawdę, muszę już iść - po raz enty powtórzył Tum, ubierając bokserki. - Przecież dziś zawody...
Helga miała tak zawziętą minę, jakby chciała krzyknąć "Hände hoch!", jednak powstrzymała się od tego.
- Czy mogę cię o coś poprosić? - spytała tonem pod tytułem "Mamo, kup mi lizaka".
- Ależ jasne - odparł pospiesznie Hylde, zapinając rozporek. - Dla ciebie wszystko - powtórzył tekst przeczytany w książce "Metoda na podryw".
- I spełnisz moją prośbę?
- Jakże by inaczej!
- Podaj mi twój numer telefonu.
Przez moment Tum zawahał się. Nigdy nie podawał swojego numeru fankom.
Ale przecież i tak złamał już swoją główną zasadę "Nigdy dwa razy z tą samą"...
Wtem przyszedł mu do głowy zaiste genialny pomysł.
Skoczek uśmiechnął się szeroko, wyjął komórkę z kieszeni dżinsów i podyktował pokojówce numer Kenta Gaygnesa.
"He he" - pomyślał z dumą. - "Teraz przynajmniej się ode mnie odczepi...".
***
- Donnerwetter! Człowiek to już nie może przejść spokojnie ulicą, bo popielniczką w łeb dostanie - mamrotał wściekły Axel Poirot, trener ekipy austriackiej, masując guza na czole. - Ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni...


SONDA
Co zrobi Milka Kopytkoski, trener Norwegow, po konkursie druzynowym?

zaspiewa
sprobuje popelnic samobojstwo
sprobuje zabic jednego ze skoczkow
z radoscia pojdzie do baru i postawi wszystkim kolejke
poda sie do dymisji
zorganizuje impreze
zawiesi obecnosc w kadrze ktoregos ze skoczkow
zazyczy sobie podwyzki
wyrzuci z kadry Tuma Hylde
zamknie sie na cala noc w pokoju z Andresem Tchibosenem
pobije sie z Axelem Poirot i trafi do szpitala



Głosujcie i komentujcie! :)

piątek, 26 lutego 2010

Rozdział 2 - Co tak naprawdę stało się w nocy?

Kiedy Hylde dotarł do stołówki, była tam już prawie cała ekipa Norwegów, zajęta jedzeniem śniadania. Dość późnego śniadania, zważywszy na to, iż dochodziła druga po południu.
- Hej Tum - głębokim basem przywitał swojego podopiecznego lekko skacowany trener, Milka Kopytkoski.
- Dzień dobry, witam wszystkich - Tum uśmiechnął się uprzejmie, po czym potknął się o własną nogę i wylądował twarzą w maselniczce.
Wszyscy roześmiali się, aczkolwiek cicho i krótko. Odczuwali bowiem również skutki wczorajszej imprezy.
Teraz już twarz Tuma ilością tłustej substancji niewiele różniła się od jego włosów.
Skoczek odsunął sobie krzesło i usiadł obok Martyny Ramzes, która przyjechała do Hinterwinter wraz ze swoim chłopakiem, złotowłosym Berem Enyą Rumrumrumem.
Martyna skrzywiła się i szepnęła coś do Bera. Po chwili zamieniła się z nim miejscem.
"Mogłem jednak się umyć" - pomyślał Hylde, a na głos rzekł:
- Fajny dzień, co?
Kiedy jednak nikt nie kwapił się, żeby mu odpowiedzieć, dodał:
- To o której dzisiaj skaczemy?
- Fajny, no... - odparł Andres Burdal, który sprawiał wrażenie pogrążonego w letargu.- Heh...
- O której dzisiaj skaczemy?! - powtórzył nieco głośniej Tum. Burdal zamrugał kilka razy i począł wpatrywać się tępo w kolegę niebieskimi oczkami.
Towarzystwo wciąż milczało.
Hylde sięgnął po nóż i posmarował sobie bułkę masłem, w którym przed momentem zanurzył twarz. Widząc zniesmaczone spojrzenie Martyny, zajął się jedzeniem kefiru.
Prawdę mówiąc, na co dzień był dość nieśmiałym chłopcem. Dopiero po zmroku, najczęściej w klubie, wstępował w niego demon...
- To my już pójdziemy - oświadczył nagle Rumrumrum i wraz ze swoją dziewczyną opuścił jadalnię.
Tum doszedł do wniosku, że jednak nie ma apetytu.
- Ktoś chce? - spytał, podnosząc w górę kefir.
Chętnych brakowało.
Wtem do stołówki wolnym krokiem wszedł Kent Gaygnes, najmłodszy skoczek w kadrze. On również nosił na twarzy oznaki nieprzespanej nocy, ale uśmiechał się promiennie i - o zgrozo! - miał na sobie różowy szlafrok w seledynowe serduszka.
W Tumie serce zamarło.
"Ja... Z nim? O cholera... Ile musiałem wypić...".
- Hej złociutcy! Dzieńdoberek! - przywitał się Kent, siadając na krześle przed chwilą jeszcze zajmowanym przez Bera. Tum spojrzał na niego ukradkiem, jednak Gaygnes dostrzegł to i mrugnął do niego.
- Ale była nocka, co? - spytał, dopijając zostawione przez Martynę kakao.
- Ja tam spałem, odpowiedział Andres Tchibosen, dosładzając kawę Tchibo.
Tchibosen pijał tylko taką kawę, dostarczaną mu przez jego głównego sponsora.
Tum natomiast na zmianę bladł i czerwienił się. Czuł, że musi, po prostu musi porozmawiać z Gaygnesem.
Ten Gaygnes zawsze był jakiś dziwny.
Nie wyrywał lasek na imprezach, nie miał nawet dziewczyny, często przytulał się do kolegów z drużyny... A te jego uśmieszki i spojrzenia!
Wszyscy po kolei odchodzili od stołu. W końcu, gdy Andres Burdal opuścił stołówkę, głośno przy tym bekając, Tum został sam z Kentem.
- Kenny... - wymamrotał, wpatrując się w niedojedzoną bułkę na swoim talerzu. - Musimy porozmawiać.
Gaygnes uśmiechnął się szeroko. Podejrzanie szeroko.
- Chodźmy gdzieś... W ustronne miejsce - dodał szybko Hylde.
Kent nadal milczał. I wciąż się uśmiechał.
Plecy Tuma oblały się zimnym potem.
W końcu obaj, Hylde i Gaygnes, skierowali się w stronę łazienki.
Już na miejscu Tum bezceremonialnie zdjął spodnie.
- Czy to twoje? - zapytał.
- Ale co?
- Bokserki! - wrzasnął prawie z rozpaczą, wskazując na różowe gatki w seledynowe serduszka.
- Pogrzało cię? Myślisz, że ja założyłbym coś takiego? - spojrzenie Kenta było nieprzeniknione.
Hylde zwrócił wzrok na różowy szlafrok.
W seledynowe serduszka.
- Hmm... - odparł po krótkim namyśle. - Sądzę, że tak.
- No może nawet, ale muszę cię zmartwić. To nie moje.
- W takim razie... Czyje? - wydusił z siebie Tum, czując, że blednie coraz bardziej.
- A nie powiesz nikomu? - dociekał Gaygnes.
- Nie powiem.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- To bokserki Bera - wyznał Kent, trzepocąc rzęsami. - Kupiłem mu je na urodziny...
Tum poczuł, że zaraz osunie się na ziemię. W ostatniej chwili zdążył się wesprzeć na ramieniu Gaygnesa.
"Ber i ja. Ja i Ber." - wciąż w myślach powtarzał Hylde, gdy już opuścił łazienkę. Był tak zdruzgotany, że zapomniał nawet na powrót wciągnąć spodnie.
"Ber i ja. Ja i Ber."...
- Ber i ja! - ryknął, wchodząc do pokoju rzeczonego Bera.
Rumrumrum delikatnie oderwał się od całowania swojej dziewczyny.
- Co on bredzi? - spytała Martyna Ramzes. - I czemu ma na tyłku twoje gacie? No hello!
- Nie mam pojęcia! - odparł szczerze zdumiony Ber Enya.
- No ale co one robią na jego kanciastej du...
- Nie wiem! - Ber przerwał dociekania Martyny, która z wyraźną niechęcią wpatrywała się w rozrezęsionego Tuma.
- Hylde, czemu masz na sobie majtki Bera? - spytała dziewczyna tonem, jakby zwracała się do osoby ociężałej umysłowo.
Całkowicie skołowany Tum w końcu podciągnął spodnie i wybiegł z pokoju. Na korytarzu spotkał blondwłosą pokojówkę, która na dodatek niosła bokserki.
Jego bokserki.
- Coś zostawiłeś - powiedziała po norwesku, ale z fatalnym, niemieckim akcentem.
Wręczyła mu bieliznę, opatrzoną dodatkowo napisem:
"Helga, Twoja najwierniejsza fanka".
W języku norweskim.
Wtedy wszystko sobie przypomniał.
Jego westchnienie ulgi słyszała połowa hotelu.


SONDA
O co Helga poprosi Tuma?

o pieniadze
o malzenstwo
o sex
o numer telefonu
o zostanie ojcem jej dziecka
o mozliwosc zatrzymania jego majtek
o autograf
o zapoznanie z Berem

czwartek, 25 lutego 2010

Rozdział 1 - Przebudzenie

Tum Hylde obudził się z potwornym bólem głowy.
W zasadzie, to coś go obudziło...
Znajdował się w jakimś białym pomieszczeniu. Na ścianie wisiała wypchana głowa łosia. Ów łoś wpatrywał się w Tuma wyjątkowo natarczywym i litościwym spojrzeniem, jakby chciał powiedzieć: "Jesteś nagi!".
Zdenerwowany Tum pokazał zwierzęciu międzynarodowy gest pokoju w postaci środkowego palca.
Po pokoju leniwie latała mucha, przeraźliwie głośno bzycząc. Tak, z pewnością to właśnie obudziło Tuma.
- Zamknij się! - grzecznie poprosił Hylde, mrużąc oczy. Czuł, że światło go zabija.
"Jestem wampirem?" - spytał sam siebie w myślach. Powoli wracały wspomnienia.
Góry. Alkohol. Sport. Hotel.
"Jestem sportowcem" - przypomniał sobie Tum.
Sportowcem?
Taniec. Alkohol. Kobiety. Alkohol.
Tancerzem?
Nieee...
Nawet łoś miał minę, jakby to wiedział.
Tum uderzył się ręką w czoło, ale zaraz tego pożałował. Jednak kiedy zwijając się z bólu, przyglądał się wszystkim gwiazdom wszechświata, w końcu przypomniał sobie swoją tożsamość.
"Jestem Tum Hylde. Skoczek narciarski. Fajny skoczek narciarski.".
Powoli wracała też przytomność umysłu.
Przypomniał sobie nawet swoją datę urodzenia. Nadal jednak nie miał pojęcia, gdzie się znajduje.
Odważył się w końcu na dobre otworzyć oczy. Słońce świeciło jasno, skubane.
Tum leżał w podwójnym łóżku.
Łoś miał rację - Hylde był całkowicie nagi.
Na drugiej połowie łóżka leżała zaś kartka. Skoczek sięgnął po nią i z najwyższym trudem przeczytał:
"Dziękuję za wszystko!".
Napisane po norwesku.
Charakter pisma dziwnie znajomy...
- Kij z tym - mruknął Tum, po czym chwiejnym krokiem udał się do łazienki. Kiedy pił wodę z kranu, uświadomił sobie, że boli go nie tylko głowa, ale wszystko. Dosłownie wszystko, nawet włosy i paznokcie.
- Ałaaaaaaaaa!
Gdy już Tum wypił wystarczająco dużo przyjemnie orzeźwiającej kranówki, spojrzał w lustro. Szybko jednak odwrócił wzrok. Nie znosił oglądania siebie, króla parkietu i bożyszcza kobiet, w takim stanie.
Postanowił jednak wrócić do pokoju w poszukiwaniu swoich ubrań. Rzuciły mu się w oczy bokserki, leżące na łóżku. Nie przypominał sobie, żeby kupował takie gacie. Różowe, w seledynowe serduszka. Ujął je ostrożnie w dwa palce i powąchał. Nie poczuł nic szczególnego. Wzruszył ramionami i włożył bokserki.
Jak nie jego, to czyje? Przecież to męskie gacie...
Tum schylił się i wyjął spod łóżka swoją ukochaną, białą opaskę. Założył ją - cóż, teraz przynajmniej nie widać, że zapomniał umyć włosy...
Przynajmniej tak sądził Hylde.
Dostrzegł, że na szafie leżą jego ulubione, przetarte dżinsy.
"Musiało być ostro" - pomyślał, ubierając je.
Nigdzie nie mógł znaleźć t-shirtu. Odrobinę wściekły wrócił do łazienki. Jego koszulka była przewieszona przez kabinę prysznicową.
Trochę przepocona.
"E tam. Nikt nie zauważy...".
Skoczek po raz kolejny przejrzał się w lustrze. Teraz było o niebo lepiej. W oczy rzucały się jedynie sińce pod oczami i kilka plam na t-shircie z napisem "Excuse me while I kiss your ass".
Tum miał trochę problemów z zawiązaniem sznurowadeł, jednak w końcu udało mu się i to. Skierował się ku wyjściu. Na drzwiach zobaczył kolejną kartkę.
"Bądź tak dobry, zamknij drzwi i odnieś klucz do recepcji. Love <3".
Coraz więcej sobie przypominał. Przed oczami zamajaczyło mu niewyraźne wspomnienie treningów i kwalifikacji.
Chyba nawet się zakwalifikował...
"Ależ oczywiście, że się zakwalifikowałem!".
- Tylko gdzie ja, do cholery, jestem?!
To ostatnie pytanie Tum wypowiedział na głos, idąc korytarzem. Przechodząca obok krępa pokojówka spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Was? Kommen Sie zurecht?
Tum powtórzył swoje pytanie po angielsku.
- Jak to gdzie pan jest?! W Hinterwinter!
No jasne! LGP w Hinterwinter!


SONDA
Z kim Tum Hylde spedzil noc?

sam
z trenerem
z przypadkowa dziewczyna poznana w klubie
z pokojowka
z dziewczyna kolegi
z kolega