BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS »

środa, 31 marca 2010

Rozdział 32 - Pogromca

Veingard wyrywał się, miotał, gryzł i uderzał na oślep.
Udało mu się na moment ogłuszyć Amadeusza i zadać kilka celnych ciosów pozostałym Austriakom, ale ci byli silniejsi. Początkowo byli zdumieni, że ktoś tak drobnej budowy jak Skrett może mieć w sobie tyle siły. Szybko jednak pokonali pierwszy szok i zaczęli wykorzystywać swoją przewagę liczebną.
I kiedy już młody Norweg stracił wszelką nadzieję na uwolnienie się z opresji, wydarzyło się coś, co diametralnie zmieniło przebieg sytuacji...
***
- Kto tam? - spytał drżącym głosem Milka.
Nikt nie odpowiedział, za to drzwi otwarły się na oścież i do środka, zataczając się, weszli Tum i Burdal.
- Yjże! - ryknął Burdal. - Co sie patrzy, jakby Veingarda na podium zobaczył?
- B-bu... B-bu... B-Burdal? - wystękał Kopytkoski. Blady był jak płótno.
- Nie, kurde, twoja stara - odparł Burdal, a Tum wybuchnął śmiechem.
- Hahaha! Ale pan ma minę!
- C-co... J-jak... - jąkał się trener.
***
Poirot, Lojc i Abendstern uciekali w popłochu.
Wszyscy trzej byli solidnie poobijani. A to dlatego, że jakiś tajemniczy osobnik w kominiarce przerwał im znęcanie się nad Skrettem.
Veingard spojrzał na swojego wybawcę.
- Dziękuję - szepnął.
Tajemniczy ktoś położył mu rękę na ramieniu.
- Sygurd? To ty? - wyjąkał Veingard.
Osobnik w kominiarce nie odpowiedział, a odwrócił się i po chwili zniknął w ciemności.
***
- A więc nie zginąłeś? - spytał Milka.
- Nie, jak Boga kocham! - odparł Burdal, bijąc się w pierś.
- Ale ty jesteś ateistą - wtrącił Tum.
- Sam se jesteś - odpowiedział Burdal obrażonym tonem. - Sie przezywał bedzie.
***
Tymczasem Kent i Johannes siedzieli sami w pokoju.
Gaygnes jednocześnie kochał takie sytuacje i nienawidził ich.
Bał się, że coś się wyda.
Że Remsen go nie zrozumie.
A może jednak spróbować?
Kent odchrząknął.
- Jo...
- Kenny... - powiedział Johannes w tym samym momencie.
- Mów pierwszy.
- Nie, ty pierwszy.
- Ale ja już zapomniałem, co chciałem powiedzieć - skłamał Gaygnes.
"Nie teraz. Jeszcze nie..." - pomyślał.
***
Następnego dnia skoczkowie udali się do Einsydel na kolejne zawody.
Słońce przypiekało, Veingard kierował autobusem, a pozostali śpiewali wesoło. Ber, za pieniądze wygrane w kolekturze, kupił zapas alkoholu, który Norwegowie zamierzali spożytkować później. Johannes drzemał z głową opartą na ramieniu wniebowziętego tym faktem Kenta. Panowała wręcz sielankowa atmosfera.
W pewnym momencie zadzwonił telefon Skretta. Skoczek zahamował na szlag (czytał kiedyś, że prowadząc, nie wolno rozmawiać przez komórkę i należy wpierw zatrzymać samochód).
- Zwariowałeś? - wykrzyknął Tum, który podczas nagłego hamowania przeleciał przez pół długości autokaru.
- Powiem Ruahowi! - odparł oburzony Veingard. - O, właśnie dzwoni.
W autobusie momentalnie zapadła głęboka, kompletna cisza.
- Halo?
Wszyscy wstrzymali oddech.

poniedziałek, 29 marca 2010

Rozdział 31 - Cierpienia Starego Trenera

Veingard szedł samotnie ulicą.
Zapadał już zmrok, ale skoczek ani myślał wracać do hotelu.
Nie po tym, jak go potraktowano.
Ten bezczelny, zarozumiały Andres Tchibosen naigrawał się z niego, a inni nie raczyli stanąć w jego obronie.
Myślał, że są fajni.
A nawet jeżeli Andres i Ber są zmanierowanymi bubkami, którym do głów uderzyła woda sodowa (a w tym drugim przypadku alkohol), to pozostają przecież Johannes i Kent...
A jeśli i oni są przeciwko niemu?
A jeśli, co gorsza, Kent zdradził komuś jego tajemnicę?
Skrett poczuł, że nie ma dla niego miejsca w kadrze.
Ale przecież nie może, po prostu nie może wrócić do Pucharu Kontynentalnego!
W końcu ma ku temu ważne powody...
Powody, o których z obecnych w Courvechel wiedzą tylko Kent Gaygnes i on sam.
***
- Burdal, jak to było z tymi Szwajcarami? - spytał Tum, opierając się wygodnie o nagrobek. - Bardzo bolało, jak cię zabijali?
- Choby wcale - odparł Burdal, a następnie zaczął opowieść. - Jak weszłem do tego ich pokoju, to Szammann na łóżku se leżał, a ten drugi grał w jakiego gejboja czy tam na komórce. I udawały, że mie nie widzom, wiewióry skubane. Żem nie wiedział co gadać, bo języków nie znam. To żem im pokazał.
- I wtedy cię zastrzelili? - zapytał Hylde.
- Nie, jeszcze nie. Wtedy wstał ten drugi i też mi pokazał. I coś tam fanzolił, to żem mu po naszemu powiedział, że ma małego. Bo ma. Wtedy ten Szammann strzelbe wziął i strzelił. Ale ma zeza, to w sufit trafił. Ale nie chciał żem mu zabawy psuć, to żem udał zabitego... I takem se leżał, jak zdechły jaki. A oni mie na śmietnik położyli.
- Czyli... Ty żyjesz?! - zdumiał się Tum.
- A pewno, że żyje. Sie takim dupkom żołędnym ubić nie dam!
***
- Kogo my tu mamy?!
Veingard Hauka Skrett zatrzymał się jak wryty. Serce biło mu przerażająco szybko i głośno.
Axel Poirot wpatrywał się w niego z żądzą krwi w oczach.
Po bokach austriackiego trenera stali Tomas Abendstern i Amadeusz Lojc. Wszyscy trzej sprawiali wrażenie lekko wstawionych.
- Hihihi, mały Veingard - wybełkotał Abendi. - Nowy mistrz!
Austriacy wybuchnęli pijackim rechotem.
- Trenerze, skopmy mu tyłek, prooooszę! - powiedział Tomas.
- Dobra, skopmy! - zgodził się Axel.
Veingard stał jak zamurowany. Był zbyt przerażony, by wykonać jakikolwiek ruch...
***
Milka Kopytkoski posępnie wpatrywał się w przestrzeń za oknem. Czuł jakiś dziwny ból w sercu...
Nigdy zbytnio nie przepadał za Andresem Burdalem. Ot, skoczek. Zawsze był. Trener traktował go prawie jak element otoczenia.
Dopiero teraz odczuł, jak bardzo mu tego elementu brakuje.
Szwajcarzy przed policją wyparli się wszystkiego i oczywiście nie zostali aresztowani. Milka podejrzewał, że Szammann zapłacił sporą łapówkę...
Ale nawet, gdyby Szammann i Kitaj ponieśli karę, to nie wróciłoby życia Burdalowi. Kopytkoski miał wyrzuty sumienia, że najpierw wyrzucił go z kadry, a potem kazał mu być przedskoczkiem...
W oczach trener Norwegów zalśniły łzy.
W tym samym momencie rozległo się łomotanie do drzwi.


SONDA
Co stanie sie z Veingardem?

poturbuje Austriakow i spokojnie odejdzie
ucieknie
Austriacy pobija go i porzuca
pomoga mu koledzy
uratuje go tajemniczy Superbohater
pomoze mu policja

niedziela, 28 marca 2010

Rozdział 30 - Odnalezienie Burdala

- A siedź sobie tam, kapusiu!
Andres Tchibosen prezentował istny taniec przed kontenerem, do którego wpadł Veingard. Podskakiwał, pokazywał język, a nawet - śpiewał:
- Mały Veingard wpadł do kubła, cóż za wielka strata! Już mu Ruah nie pomoże, nie pomoże tata!
Tymczasem Skrett nadal wrzeszczał:
- Aaaaaaaa! Wyciągnijcie mnie stąd! AAAAA!
Milka westchnął teatralnie, po czym podszedł do pojemnika i pomógł wyjść Skrettowi.
Ten otrzepał się z pyłu, jednak mimo to był cały umorusany.
- Jesteś u Sygurda! - krzyknął, celując palcem w Andresa.
Następnie odszedł, kopiąc do każdego napotkanego po drodze kamienia.
- Głupi liliput - mruknął Tchibosen.
- Odezwał się ten wielki - odparł z niechęcią Ber.
- No co się czepiasz?!
- A to, że teraz szanowny kolega Pedalsen powyrywa nam wszystkim nogi z wiadomej części ciała - powiedział Rumrumrum ponuro.
***
Tum i Anderas siedzieli na cmentarzu.
Na jakiejś płycie nagrobkowej ułożyli butelkę i kieliszki.
Mieli szukać zwłok Burdala, ale najwyraźniej o tym zapomnieli...
- Ja si mówieee, to do-bry kumpel był - bełotał Hylde.
- Jaaaa... - odparł Wanker.
- Niech mu ziemia letkom bedzie...
***
- Tutaj go nie ma! - zawołał Milka do któregoś z policjantów. - Wiewióry zwyczajnie zrobiły nas w bambuko...
- Na to wygląda - odrzekł funkcjonariusz. - Pewnie pozbyli się zwłok, żeby ukryć dowody swojej winy.
- Wy tylko "zwłoki" i "zwłoki"! - zawołał rozdzierająco Kent. - A to takie beznamiętne!
- Faktycznie, "trup" brzmi o wiele lepiej niż "zwłoki" - stwierdził Kopytkoski. - Zwał jak zwał, w każdym razie nadal tego nie znaleźliśmy.
***
Sygurd Pedalsen przypominał nieco King-Konga.
Był może nieco bardziej owłosiony. Miał nieproporcjonalnie długie ręce i twarz, której wyraz świadczył o tym, iż jej posiadacz nie należy do elity intelektualnej norweskiego społeczeństwa.
Ów skoczek uświadomił sobie właśnie, iż od wolności dzieli go tylko kilka dni.
Wypuszczą go z więzienia.
A drugi raz już nie da się zamknąć.
Sygurd snuł plany o tym, co zrobi, gdy już będzie wolny.
Były to bardzo złowieszcze plany...
***
Tum Hylde drzemał na płycie nagrobnej. Co jakiś czas odzyskiwał przytomność, pociągał kilka łyków wódki i ponownie zasypiał.
Natomiast Anderas Wanker wpatrywał się tępo w jakiś punkt w oddali.
Norweg i Niemiec urżnęli się niczym przysłowiowe świnie.
Wtem...
- Hehe, moge sie dosiednąć?
Hylde otrząsnął się z letargu.
Drżąc, podniósł głowę. Zobaczył przed sobą Andresa Burdala.
- Co sie tak gapisz jak rzyć w kibel? - spytał Burdal.
- Za dużo wypiłem - stwierdził Tum, po czym dodał w myślach: "Zdarzało mi się widzieć białe myszki, a nawet krasnoludki, jeśli Skrett był akurat w pobliżu... Ale duchy? Chyba zapiłem się na śmierć...".
- Siadaj, brachu - powiedział Hylde.
- Duuuuuuuuuuuuuuuuch! - wrzasnął Anderas Wanker, po czym ukośnym biegiem skierował się w stronę cmentarnej bramy. - Duuuuuuuuuuuch!
- Co jest? - zdumiał się Burdal. - Przecież żem mu nie pokazywał...





Nie mam pomysłu na sondę ;P

sobota, 27 marca 2010

Rozdział 29 - Poszukiwania

Skoczkowie norwescy i ich trener siedzieli na stołówce. Większość z nich czuła się komfortowo. Po raz pierwszy, od kiedy przybyli do Courvechel, nie podano im ślimaków ani żab. Na dodatek Kent wyszedł już ze szpitala. Przy stole brakowało jedynie...
- A gdzie Tum i Burdal? - spytał Andres Tchibosen.
Nikt nie udzielił mu odpowiedzi, bowiem nikt nie wiedział.
Natomiast przy sąsiednim stole prowadzona była dość głośna rozmowa.
- Hyhyhy, aleśmy go załatwili, co nie, Szymek? Aleśmy go załatwili! - przechwalał się Andi Kitaj.
- Eee, wkręcacie nas - odparł czeski skoczek, Jakob Honda.
- Wcale, że nie! Hyhyhy, Szymek, powiedz im!
- Hyhyhy...
- O kim oni mówią? - spytał Ber.
- Kto ich tam wie - burknął Milka.
***
- Nie żartuję! Musisz mi uwierzyć! - wołał roztrzęsiony Tum.
- Ale nie rozumiem, czemu Szammann i Kitaj mieliby zabijać Burdala - odparł z powątpiewaniem Anderas Wanker.
- Czemu, czemu - mruknął Hylde. - Ja też bym go czasem chętnie ubił...
- No to powinieneś się cieszyć - powiedział tępo Wanker.
- Błagam, pomóż mi znaleźć jego ciało! To był mój przyjacieeeeel! - zawył Norweg.
- Dobrze - po chwili zgodził się Anderas. - Ale jeśli robisz sobie ze mnie jaja, skopię ci tyłek. Umowa stoi?
***
- Masz Kenny mielonkę, jedz! - Ber machał Gaygnesowi szynką przed nosem.
- Nigdy w życiu!
- Ojojoj, dlaczego? - Rumrumrum zrobił zatroskaną minę.
- Bo nie! Sam sobie to żryj!
- No jakbym Burdala słyszał - rzekł Ber obrażonym tonem.
- A co wy tacy weseli? - do Norwegów podszedł Jakob Honda. - Gdyby to się przytrafiło Antoniemu na przykład, to cała kadra nosiłaby żałobę!
- Ale co się "przytrafiło"? - zapytał Milka.
- To pan nic nie wie?! - zdumiał się Czech.
- Jak widać nie.
- Szwajcarzy wam skoczka załatwili! - rzekł Honda teatralnym szeptem.
- Że Burdala zabili? To już słyszałem, wymyśl coś nowego - powiedział znudzony Kopytkoski.
- Kiedy to prawda! Szammann go rozstrzelał!
Milka pobladł.
Przypomniał sobie, że tego dnia istotnie słyszał coś w rodzaju wystrzału z karabinu maszynowego...
***
- Gdzie ukryliście ciało?! - spytał Milka. Widać było, że za chwilę utraci cierpliwość.
- Hyhyhy, Szymek, ty powiedz...
- Nie. Hyhyhy, ty powiedz.
- No więc, hyhyhy... Schowaliśmy je na śmietniku, na tyłach hotelu. Sprytnie, co nie? Hyhyhy...
W tym momencie do pokoju Szwajcarów weszło czterech policjantów. Chcieli zakuć w kajdanki Szammanna i Kitaja, lecz ci oznajmili:
- Ale my jesteśmy, hyhyhy, niewinni!
***
- Hmm, pomyślmy... - mruczał pod nosem Anderas. - Tum, a gdybyś ty kogoś zamordował, to gdzie byś ukrył ciało? - spytał Niemiec.
Tum zrobił minę, która chyba tylko jemu mogła się wydawać inteligentna.
- Na cmentarzu, nie?
- Myślisz, że Szwajcarzy pochowaliby Burdala?
- Nie wiem, ale pytałeś, co ja bym zrobił, to ci powiedziałem - odparł Hylde, wzruszając ramionami.
Wanker napełnił kieliszki.
- No to za Burdala.
- Zdrowie nieboszczyka!
***
- Aaaaa!
- Co, do...
Okazało się, że Veingard trochę za bardzo się przechylił i wpadł do wielkiego kontenera, w którym miał nadzieję znaleźć zwłoki Burdala.
- Wyciągnijcie mnie! - wrzeszczał Skrett. - Powiem Ruahowi! Powiem Sygurdowi, powiem... Aaaaa!


SONDA
Kto znajdzie Burdala?

Tum i Anderas
Milka i spolka
policja
Georg Schizenzauer
Veingard
nikt

piątek, 26 marca 2010

Rozdział 28 - Zbrodnia

Tum Hylde i Andres Burdal stali przed drzwiami pokoju Szwajcarów.
- No, to wchodź - Tum zwrócił się do kolegi.
- Dobra, niech ci bedzie - Burdal machnął ręką i wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Tum roześmiał się.
Po chwili na korytarzu zapanowała cisza.
Niepokojąca cisza.
Wtem rozległa się salwa z karabinu maszynowego i szaleńcze "Hyhyhy!".
Przerażony Tum przylgnął do ściany. Z kilku pokojów wyjrzeli ludzie.
- Co tu się stało? - spytał Anderas Wanker.
- Huh... Nie wiem - odparł drżącym głosem Hylde.
- Aha.
Wkrótce wszyscy ciekawscy zniknęli i Tum został sam.
Był przerażony.
A co, jeśli Burdal zginął?
Przez niego...
Nagle drzwi pokoju Szwajcarów rozwarły się lekko. Wyjrzał z nich Andi Kitaj. Rozejrzał się po korytarzu i nie dostrzegając przyczajonego przy ścianie Tuma, rzekł:
- Hyhyhy, Szymek, droga wolna!
Obaj Szwajcarzy wyszli pospiesznie z pokoju. Każdy z nich trzymał jedną nogę Andresa Burdala. Wlekli go przez korytarz, aż w końcu zniknęli z pola widzenia Tuma.
***
- Panie trenerze! Trenerze! Kopytkoskiiiii! - Tum wbiegł do pokoju swojego szkoleniowca.
- Tumie, czy mógłbyś zamilknąć? Odbywam bowiem właśnie ważną rozmowę - odparł Milka rzeczowym tonem.
Dopiero teraz Hylde dostrzegł, iż w pokoju znajduje się nie kto inny, a... Georg Schizenzauer!
- A co on tu robi?! - burknął Tum niegrzecznie.
- Otóż, ów miły, młody mężczyzna - w tym momencie Tum wybuchnął śmiechem - przyszedł poskarżyć się na twoje i kolegi Burdala zachowanie.
- Jak to? - śmiertelnie zdziwił się Norwreg.
- Ten wspaniały młodzieniec twierdzi, iż nie chcieliście go wpuścić na siłownię.
- My?! - Tum otwarł szeroko oczy, mrugnął parę razy i pociągnął nosem. - Ten... Jak to szło? O! Ten wspaniały młodzieniec musi się mylić.
- Widzisz, Georgu - oznajmił Milka. - Musiało ci się coś pomylić.
- Nie! Nie! Nie! - Schizi trzy razy tupnął nogą, po czym splunął i wybiegł z pomieszczenia.
- Strasznie rozwydrzona ta kadra Poirota - mruknął Milka. - A ty co chciałeś, Tum?
- Panie trenerze... Szwajcarzy zabili Burdala i szli gdzieś ukryć ciało!
- Tak, tak, świetny żart - odparł beztrosko Kopytkoski. - Długo nad tym myślałeś?
- Nie! - krzyknął Tum. - To znaczy... Ja prawdę mówię!
- Takie kity, to możesz wciskać Axelowi - oświadczył trener. - A teraz łaskawie opuść to miejsce. Chciałbym się zdrzemnąć.
Tum nawet nie zauważył, jak Milka wypchnął go z pokoju i zamknął mu drzwi przed nosem.
Hylde kilka razy uderzył w nie, wrzeszcząc. Jednak trener nie zareagował.
Za to z pokoju obok wyszedł Hannah Lesbisto, podszedł do Norwega i uderzył go w głowę drewnianą laską.
- Pogrzało cię, staruchu?
- Co?!
- Pogrzało cię, staruchu?!
- CO?!
- BURDALA ZABILI!
- Chłopcze, ja już na to za stary jestem. Gdzie mnie tam do burdelu... - burknął Hannah, po czym dodał nieco ciszej. - No ale fakt, czasem człowiek by sobie pofiglował...
Następnie stary Fin jeszcze raz zdzierżył Hyldego laską i odszedł, mrucząc coś pod nosem.







NIE MAM CZASU NA SONDĘ, PRZEPRASZAM.

czwartek, 25 marca 2010

Rozdział 27 - Nowy

- Panie Hopper, litości! - Axel Poirot padł na kolana. - Nie mogę go usunąć z kadry! Kogo wystawię, jak nie Kofleta?
- Nie mam pojęcia - odparł Wolter chłodno. - Wie pan, Poirot, że życzę panu jak najlepiej. Ale... Po prostu nie chce widzieć Kofleta na najbliższych zawodach. Nie chcę, rozumiemy się?
Poirot przełknął ślinę.
- Tak jest - powiedział cicho.
***
Kent czuł się już całkiem dobrze.
Jednak podczas dni spędzonych w szpitalu, uświadomił sobie pewną rzecz.
Musi wyznać Johannesowi swoje uczucie.
Na trzeźwo.
Musi.
No bo kto przynosił mu świeże kwiaty do szpitala? Kto czuwał przy jego łóżku? Kto karmił go serkami homogenizowanymi?
Właśnie Johannes.
To jego poświęcenie musi coś znaczyć!
Kent zadecydował, że powie Remsenowi o swojej miłości w najbardziej romantycznym zakątku świata - w Odkopanem.
***
"Puk, puk!".
- Czego? - warknął wściekle Axel.
Do pokoju wszedł boy hotelowy.
- Czy mam przyjemność z panem Axelem Poirotem? - spytał chłopak uprzejmie.
- Nie masz przyjemności.
- W takim razie...
- ... Ale to ja.
- Ma pan gościa, monsieur Poirot. Czeka w kawiarni na dole...
***
- Chcę iść na siłownię - oświadczył Georg Schizenzauer. Cały trząsł się ze złości.
Niestety, Tum Hylde i Andres Burdal skutecznie blokowali mu wejście.
- Wstęp kosztuje dziesięć euro - zakomunikował Austriakowi Tum.
- Chcę iść na siłownię - Georg powtarzał to jak mantrę.
- Burdalu, on chyba nie zamierza zapłacić - oznajmił spokojnie Hylde.
- Nie? Hehe, to se popatrzy - odparł Burdal, zabierając się do odpinania rozporka.
- Nieeeeee! Nieeee! - Schizi rzucił się do ucieczki, a Norwegowie wybuchnęli rubasznym śmiechem.
***
- Pan Poirot, prawda?
Oczom Axela ukazał się jakiś opalony młodzieniec o jasnych włosach.
- Taaa, a co?
- Nazywam się Dawid Zäuner - odrzekł z uśmiechem młody mężczyzna. - Mówi to coś panu?
- Nie.
- Weź mnie pan przyjmij do kadry! - Zäuner zrobił oczy jak kot ze Shreka. - Prooooszę!
Poirot łypnął na Dawida podejrzliwie.
- Ktoś ty jest w ogóle? - spytał.
- Przecież już panu powiedziałem. Nazywam się Dawid Zäuner.
- Nie pytam jak się nazywasz, tylko kim jesteś, młokosie! - trener wybuchnął złością.
Łatwo się denerwował.
- Jestem skoczkiem narciarskim-amatorem.
- Ale my nie potrzebujemy amatorów - rzekł Axel zarozumiale. - Chłopie, czy ty wiesz, ilu świetnie wyszkolonych zawodników chciałoby się znaleźć w mojej kadrze?!
- Cóż - odpowiedział Zäuner. - Nie wiesz pan, co tracisz. Idę się zapisać do Kopytkoskiego - po czym dodał nieco ciszej. - Zmieniłem płeć, to mogę zmienić i narodowość...
- Hej, hej, czekaj, synku! - zawołał za nim Axel.
Intrygował go ten człowiek.
Miał takie ładne oczy...
- Chodź, pokażesz mi jak skaczesz.
***
Tymczasem Hylde i Burdal nadal tkwili przed drzwiami siłowni.
- Eee, nudno tu - w pewnym momencie stwierdził Tum.
- No, co bedziemy tak stać jak widły w gnoju - odpowiedział Burdal.
- Zrobiłbym jakąś akcję... - rozmyślał Hylde. - Tylko jaką? Hmm... Burdal, co powiesz na małe odwiedziny u Szwajcarów?
- Hehe, dobra - zgodził się Burdal. - Chociaż tak po prawdzie, to Austriaków wole...


SONDA
Komu poskarzy sie Georg?

Wolterowi
Miriamowi
Axelowi
Dawidowi
komus innemu z kadry
Milce
Szymonowi

środa, 24 marca 2010

Ogłoszenie.

Przepraszam, ale dzisiaj nie będzie notki. Powodem jest mój brak czasu. :(

http://www.norweskigang.mylog.pl/ - Genialne opowiadanie! Zupełnie inne niż wszystkie. Polecam!

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam jutro!

wtorek, 23 marca 2010

Rozdział 26 - ONI

- Jo, do cholery, co z tobą? - mruknął Ber.
- Martwię się o Kenta - wyznał Johannes.
- Weź go olej - poradził Tum.
Remsen zmroził go spojrzeniem.
- Wyjdzie z tego - pocieszył kolegę Ber.
Pawilon dla zawodników stopniowo się wyludniał. Johannes posępnie wpatrywał się w przestrzeń przed sobą...
***
Ber Enya Rumrumrum zasiadł na belce. Przepełniony był rezygnacją. Po pierwszej serii zajmował dwunaste miejsce. A słynął z tego, że każdy kolejny skok tylko go pogrążał...
Święcie przekonany, iż czasy świetności ma już za sobą, skoczek ruszył.
Kiedy wylądował, komentator sprawiał wrażenie niezwykle podnieconego.
Niestety, Ber nie rozumiał po francusku...
- Ty, stary, dobre to było - zaczepił go Burdal.
- No... Czasem jeszcze mi się skok udaje - odparł Ber obojętnie.
- No, ale rekord żeś pobił. Heh.
- Rekord?!
Rumrumrum właśnie zorientował się, że nie ma pojęcia, ile skoczył.
- No rekord. Czyli, że najdalej - wytłumaczył Burdal.
- Ach... To spoko - Ber nadal był niewzruszony. Może zajmie miejsce w pierwszej dziesiątce...
***
- Co za pechowy dzień! - biadolił Miriam Tepesh. - Nie dość, że Rumrumrum wygrał, to nasza mielonka wyjdzie na jaw...
- Nie nasza, tylko twoja, Miriam - odparł zimno Wolter Hopper.
- Ale to ty wszystko załatwiłeś!
- A ty wymyśliłeś i wyprodukowałeś mielonkę - zauważył Hopper.
- Chcesz mnie wystawić? - Tepesh wpadł w panikę. - Mnie, Wolter? Mnie?!
- Spokojnie. Przecież żartowałem. Wyluzuj, jak to młodzi mówią. Posłałem już po Wasyljewa.
W tym momencie do hotelowego apartamentu wszedł Dimmu Wasyljew. Był on rosyjskim skoczkiem, znanym ze swoich powiązań z przestępczym półświatkiem oraz mafią. Siedział już w więzieniu za przemyt i pobicie.
- Co ma być?! - warknął Wasyljew, bezceremonialnie siadając na fotelu i kładąc nogi w butach na stół.
- Grzeczniej, Wasyljew, grzeczniej - wycedził Tepesh.
Dimmu zagwizdał.
Do pomieszczenia weszli kolejno rosyjscy skoczkowie: Hilja Ruhljakow, Pennys Kornikow i Dimmu Pipatow.
- Masz coś do mnie, Tepesh? - spytał spokojnie Wasyljew, zapalając cygaro.
- N-nie, oczywiście, że nie - wyjąkał Tepesh, widząc wymierzone w siebie pistolety.
- No więc czego chcesz? Prochów? - Dimmu postanowił przejść do rzeczy.
- Eee... Niezupełnie - odrzekł Tepesh. - Wolter, wyjaśnij panom.
- Chcę, żebyś kogoś zlikwidował - oświadczył bez ogródek Hopper.
- Hmm, ciekawe - Wasyljew uśmiechnął się.
Błysnęły złote zęby.
- A ile jesteście w stanie mi zapłacić? - dociekał Rosjanin.
Hopper i Tepesh wymienili spojrzenia.
- No wiesz, są te nowe zasady. Punkty za wiatr i takie tam... - powiedział Miriam wymijająco.
Wasyljew i pozostali Rosjanie wybuchnęli okrutnym śmiechem.
- A tak z czystej ciekawości, kogo chcecie się pozbyć? - spytał Dimmu.
- Kenta Gaygnesa - po dłuższej chwili odpowiedział Wolter.
- Więc ujmę to tak - rzekł Wasyljew, strzepując popiół z cygara na dywan. - Wasze punkty, to sobie możecie wsadzić wiecie gdzie. Jeszcze nigdy nikt nie ośmielił się tak mnie poniżyć.
- A-ale... - jąkał się Hopper.
- I żadne "ale" - przerwał Dimmu. - I lepiej bądźcie grzeczni, bo Kopytkoski dowie się o całej sprawie.
***
- Teraz już po nas! - lamentował Miriam. - Pójdziemy siedzieć za tą cholerną mielonkę!
- Uspokój się, mój drogi Tepeshu - odrzekł Wolter. - Mamy znajomości, mamy środki, a zresztą i tak nikt nam niczego nie udowodni. Tako rzekę ja, Wolter Hopper.
***
- Toż wam kurde gadam, że to nie ja! - wrzeszczał po norwesku Burdal. - Wy dekle tępe.
- Panowie policjanci, nie rozumiem, jak panowie mogą mnie o coś takiego posądzać - przetłumaczył na angielski Ber.
- Weźcie sie wypałujcie! Ja bym Gaygnesa miał truć? Po kiego...?
- Zapewniam panów policjantów, iż nie posunąłbym się do tak bestialskiego czynu - nadal dzielnie tłumaczył Rumrumrum.
- Tak nam zasugerował pan Tepesh.
- A kij mu kurde w oko!
- Sądzę, iż ten pan się myli.
Nagle do pokoju przesłuchań wszedł policjant i oznajmił:
- Okazało się, że mielonka po prostu była nieświeża. Przepraszamy pana serdecznie...
Ber przełożył wypowiedź funkcjonariusza na norweski.
- Łajnem sie wypchaj, debilu! - odparł Burdal. - Przeca żem gadał, że to nie ja!
- Przyjmuję przeprosiny. Dziękuję i do widzenia - przetłumaczył Rumrumrum.
***
- I co, mówiłem, że lekarz da się przekupić - powiedział Wolter Hopper. - I nawet nie wyszło tak drogo...
Obaj, wraz z Tepeshem, leżeli w łóżku i pili calvados.
- Od początku wiedziałem, że coś wymyślisz, Wolter - odparł Miriam, uśmiechając się szeroko.


SONDA
Czy/jak zostanie ukarany Anderas Koflet?

zostanie wychlostany
nie zostanie ukarany - pomoze mu wstawiennictwo Axela
zostanie wydalony z kadry
zostana mu odjete punkty za wiatr
Miriam i Wolter zrobia mu "pogadanke"
"zajma sie nim" Rosjanie



Dziękuję za wszystkie komentarze!
Jak widać, pojawiły się nowe linki do opowiadań.
Jeśli ktoś jeszcze jest chętny do wymiany linków, proszę o kontakt. :)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie. :)

poniedziałek, 22 marca 2010

Rozdział 25 - Pozostał tylko ON

- Hehe - mruczał pod nosem Andres Burdal, przebierając się w kombinezon. - Człowiek to se raz pod wozem, raz na wozie jest. Dzisia cie z kadry wywalom, a jutro wrócom. Heh.
- Nie ciesz się tak, Burdal - usłyszał za swoimi plecami głos Miriama Tepesha.
- A bo ja sie ciesze? - zdziwił się skoczek.
Dostrzegł, że są z Tepeshem sami.
- Widzę, że masz głupi uśmiech na tym, co od biedy można nazwać twarzą. Więc się cieszysz - odparł Miriam spokojnie, zamykając drzwi.
- Co chcieć ode mnie? - burknął Burdal. Słabo znał angielski.
- A to, że jesteś głównym podejrzanym o otrucie Kenta Gaygnesa. Zaraz po zawodach jedziesz na policję.
- Nie rozumim - odrzekł Burdal obojętnie. - A teraz wypier...
Ale Tepesha już nie było.
- Żyć ci nie dają, hehe - podsumował skoczek.
***
- Mogę pana prosić na chwileczkę? - Milka uprzejmie zwrócił się do Axela Poirota.
Szkoleniowcy stali już w gnieździe trenerskim, oczekując na rozpoczęcie zawodów.
- O co chodzi? - burknął grubiańsko Poirot.
- Porozmawiajmy na osobności.
Axel wzruszył ramionami i obaj trenerzy odeszli na bok.
- Spadaj pan stąd - Poirot zwrócił się do Hannah Lesbisto, podstarzałego trenera jednego z polskich skoczków.
- Niech pan da mu spokój - mruknął Kopytkoski. - Biedak i tak ma Alzheimera. Nie zapamięta, o czym rozmawialiśmy.
Hannah miał nie tylko Alzheimera, ale i Parkinsona, bowiem ręce trzęsły się mu jak widełki kamertonu.
- Niech będzie - zgodził się Axel. - Czego pan ode mnie chcesz?
- Powiem bez ogródek - odparł Milka, rozglądając się, czy nikt nie podsłuchuje. - Wiem, że to pan zleciłeś otrucie Kenta Gaygnesa.
- Ja?! - wrzasnął Poirot tak, że stojący w oddali trenerzy zaczęli się odwracać.
- Tak, pan - odrzekł spokojnie Kopytkoski.
- Kiedy to naprawdę nie ja! Tym razem nie!
Milka skrzywił się, bowiem Poirot popluł go.
- Robiłeś pan takie rzeczy wcześniej, mogłeś zrobić i później - Kopytkoski utracił już swój niewzruszony ton. - Myślisz pan, że nie pamiętam, co pan robiłeś, kiedy trenowałem Finów?
- Ale teraz to nie ja, przysięgam! - Poirot poczerwieniał na twarzy.
- Nie krzycz, synku - odezwał się Hannah.
- Nie krzyczę! - ryknął Axel.
- Debil - mruknął Lesbisto.
Poirot zignorował go.
- W każdym razie - kontynuował Milka. - Jeżeli mój młody, utalentowany zawodnik umrze, to... Hmm, jeden z pańskich skoczków też, hmm... Zostanie zlikwidowany.
- Pan mi grozisz?! - zdenerwował się trener Austriaków.
- Nie. Jedynie ostrzegam.
- Hej, synku - Hannah zwrócił się do Axela. - Mówiłem ci już, że jesteś debil? Przepraszam, ale mam sklerozę i nie pamiętam...
- Powtarzam panu, że to nie ja - wycedził Poirot przez zęby.
- Debil - burknął Lesbisto.
***
Kiedy Johannes wszedł do pawilonu dla skoczków, nagle zapanowała cisza, a wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.
- No co? - zdumiał się skoczek. - Przeszkodziłem w czymś?
- Czy to prawda, że ty i Kenny... No wiesz? - spytał Tum Hylde.
- No nie wiem - odparł Remsen.
- Rafael Furman mówił, że...
- Zamknij się, palancie! - syknął Furman.
- ... Że widział, jak wy...
- Nie jest tak, jak myślicie! - z rozpaczą przerwał koledze Johannes.
- To jak jest, hyhyhy? - dociekał Andi Kitaj. - Bo my chcemy wiedzieć!
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój!
***
- Wolter! - wył z rozpaczą Miriam Tepesh. - A jak wszyscy się dowiedzą o mielonce?! Zróbże coś!
Twarz Voltemorta była nieprzenikniona.
- Koflet nie zlikwiduje tego Gaygnesa - rzekł Wolter z wolna. - Już raz nam pokazał, że do niczego się nie nadaje. Musimy wynająć kogoś, kto zna się na rzeczy...
- Czy myślimy o tej samej osobie?
- Chyba tak. Pozostał nam tylko Dimmu Wasyljew.


SONDA
Kto wygra zawody w Courvechel?

Austriak
Norweg
Szwajcar
Fin
Polak
ktos inny - napisz w komentarzu kto :)



Dziękuję za wszystkie komentarze!
Jeżeli macie jakieś sugestie, zastrzeżenia itp., zachęcam do komentowania. :)

niedziela, 21 marca 2010

Rozdział 24 - Mielonka

- Andres, do cholery! Kwalifikacje za pół godziny! Wyłaź wreszcie z tego kibla! - krzyczał Ber. Był poirytowany, a na dodatek czuł silne parcie na pęcherz.
Po chwili ciszy Tchibosen powiedział:
- Stary... Nie przyjdę na kwalifikacje... Trochę źle się czuję.
- No ale ja chcę siku! - wściekł się Rumrumrum.
- Wybacz, stary... Ale ja naprawdę źle się czuję. No wiesz... Biegunkę mam. I mi niedobrze.
Ber westchnął.
Postanowił skorzystać z łazienki w pokoju Kenta, Johannesa i Veingarda.
Gdy wszedł, dostrzegł śpiącego w butach na łóżku Remsena i Gaygnesa, spacerującego nerwowo tam i z powrotem po pomieszczeniu.
- Co jest? - spytał, nieco zbity z tropu.
- Veingard już od godziny siedzi w łazience - odparł Kent teatralnym szeptem. - A mnie jakoś dziwnie brzuch boli...
Ber westchnął po raz kolejny.
Podszedł do drzwi łazienki i zapukał w nie.
- Veingard, co ty tam robisz?!
- Przez telefon rozmawiam! - krzyknął Skrett.
- A musisz to robić w toalecie?!
- Powiem Ruahowi!
- Sam widzisz - jęknął Gaygnes.
Skoczek był lekko pozieleniały na twarzy.
- Hej, Kenny, co jest? - zdumiał się Rumrumrum.
Leżący na łóżku Johannes zachrapał i przewrócił się z boku na bok.
Kent nie odpowiedział, ale zachwiał się i zemdlał, upadając wprost na Bera. Ten z przerażeniem odskoczył i jego kolega padł na podłogę.
- Ratunku! - ryknął Rumrumrum. - Pomocy! Hjelp!
Skoczek rzucił się na drzwi.
Drzwi, które się zacięły.
Bezradny Ber zaczął potrząsać bezwładnym Kentem. Gdy jednak ten nie zareagował, Rumrumrum doskoczył do śpiącego Johannesa i nim również zatrząsł.
- Co-o? - wystękał brutalnie przebudzony Remsen.
- Kent umiera!
***
- Zrobiłeś to, o co prosiłem?
- Tak, o panie! - Anderas Koflet aż popluł się z podniecenia.
Wolter Hopper spojrzał na niego łaskawie, a w jego zimnych zazwyczaj oczach pojawiła się czułość.
- Bardzo dobrze, synku, bardzo dobrze - oświadczył. - Możesz liczyć na dodatkowe punkty za wiatr...
- Dziękuję, o panie!
Anderas od zawsze stał w cieniu kolegów z kadry. Axel też bardzo często go lekceważył. A teraz, nareszcie! Teraz wielki Voltemort go docenił...
***
- Jak to było? Cholera... - Johannes usiłował sobie przypomnieć podstawowe zasady przeprowadzania resuscytacji.
- Nie wiem... Ratujmy gooo! - zawył Rumrumrum.
Remsen pochylił się nad Kentem i rozpoczął sztuczne oddychanie metodą usta-usta. Ber natomiast uciskał rytmicznie klatkę piersiową Gaygnesa, nucąc pod nosem:
- Stay alive, stay alive, a, a, a, a!
Nagle do pokoju wszedł Rafael Furman.
- Sorry, chłopaki, nie przeszkadzajcie sobie - mruknął zdziwiony i odrobinę zawstydzony Niemiec, po czym zniknął jeszcze szybciej, niż się pojawił.
W końcu Veingard wyszedł z łazienki.
- Biegnij po trenera! Stay alive, stay alive...
***
Jesteś nieudolny, Anderasie Koflet - wycedził przez zęby Miriam Tepesh, asystent i życiowy partner Woltera Hoppera.
- A-a-ale... - jąkał się Austriak.
- Żadnego "ale"! Puszka miała trafić do Tchibosena, rozumiesz?!
- No przecież trafiła...
- Jasne! Ale Tchibosen dostał tylko, za przeproszeniem, sraczki! A prawie całą mielonkę zeżarł ten ciota, Gaygnes! Niczego nie dopilnowałeś, durniu!
- Przepraszam, - szepnął skruszony Koflet.
- Dureń! Idiota! - wrzeszczał Tepesh. - Zlikwidowałeś nie tego, co trzeba! Kara cię nie ominie... I lepiej go dobij, zanim o wszystkim dowie się policja.








Przepraszam, ale dziś nie mam czasu na utworzenie sondy. :(

sobota, 20 marca 2010

Rozdział 23 - Ciężkie życie

Hotel Putain w Courvechel słynął z wykwintnych posiłków. Tak więc nikt raczej nie zdziwił się, gdy skoczkom na kolację zaserwowano między innymi żabie udka, ślimaki oraz kilka rodzajów specyficznie pachnących serów.
- O nie, zaś te pieroństwa! - wybuchnął Burdal, spoglądając na postawione przed nim dania. Następnie wziął do ręki kawałek sera. - Fuj, ale to capi! - wykrzyknął, po czym rzucił "tym" w Tomasa Abendsterna.
- Co robisz, niedorozwoju?! - krzyknął ten, ale został uciszony przez Axela.
- Sam jesteś! - odpowiedział Burdal, nakładając sobie na talerz kilkanaście kostek cukru i zabierając się do konsumpcji.
- Ja ślimaków jadł nie będę! - oświadczył Andres Tchibosen.
- Mam w pokoju puszkę mielonki, mogę ci dać - zaoferował się Kent.
- Okej...
Tum natomiast wciąż rozmyślał o skrywanej przez Szymona tajemnicy.
A może Andi Kitaj wie, o co chodzi?
Gdyby tak go dopaść...
- Schabowego bym se zjadł - oznajmił nagle Burdal.
- I ja również - dodał Tum. Żabie udka nie przypadły mu do gustu... Wolał kobiece. - Wie ktoś, gdzie tu znajdę jakiś bar?
- Ja wiem - odparł Ber.
- Zaprowadzisz nas?
***
- Ej! Banknot! - ryknął Tum.
Istotnie, na chodniku leżał banknot i to taki o dość sporym nominale.
- Ja żem pierwszy uwidział! - oburzył się Burdal.
Skoczkowie zaczęli się bić.
A zgodnie z zasadą "Gdzie dwóch się bije, korzysta trzeci", Ber podniósł banknot.
Postanowił, że nie dostanie go nikt.
Początkowo Rumrumrum chciał go potargać, jednak dostrzegł tuż przed swoim nosem szyld w języku francuskim i angielskim:
ZAKŁADY SPORTOWE.
Nie zważając na walczących kolegów, wszedł do lokalu, przywitał się grzecznie i oznajmił:
- Stawiam na sie... Na Rumrumruma. Że wygra jutro skoki.
- Zgłupiałeś pan - powiedział siedzący za okienkiem facet. - Przecież ta miernota nie potrafi skakać!
Ber całą siłą woli powstrzymał się od uderzenia pięścią w szybę odgradzającą go od mężczyzny.
***
Tum i Burdal w końcu przerwali walkę, zauważając, że pieniądze gdzieś zniknęły.
- No nie - mruknął Burdal.
- Gdzie jest mój banknot? - zdumiał się Tum.
- Po pierwsze primo, nie twój, tylko mój - odparł wychodzący właśnie z zakładów sportowych Rumrumrum. - A po drugie primo, kasy już nie ma. Wydałem.
- Na co?! - wściekł się Hylde, po czym przeczytał napis na szyldzie. - Na kogo postawiłeś?
- Na siebie - odrzekł Ber wesoło.
- Co za dureń - Tum aż musiał się pacnąć ręką w głowę.
- No to szmal w rzyci - podsumował Burdal ponuro.
***
Rankiem do Courvechel dotarł Johannes, to na niego bowiem padł obowiązek dowiezienia na miejsce tourbusa. Skoczek przywiózł ze sobą dwa mandaty za jazdę bez odpowiednich dokumentów, wypisane na nazwisko Kopytkoskiego.
- Ile razy ci powtarzałem?! Jeśli zatrzyma cię policja, masz mówić, że nazywasz się Ruah Ljøkelsund! Ljøkelsund, rozumiesz?!
- Nie - odrzekł zmęczony Remsen, padając na łóżko i z miejsca zasypiając.
***
Ber czuł się odrobinę zdegustowany.
Dlaczego nikt w niego nie wierzył?! Przecież był jedynym rozbitkiem, który przetrwał zatonięcie statku kadry norweskich skoczków! Co z tego, że Andres skacze lepiej? Tu nie chodzi o skoki, tylko o naturalny talent!
Na dodatek Martyna wciąż się nie odzywała...
Ciężkie jest życie skoczka.


SONDA
Co bedzie dolegalo Andresowi?

zaburzenia sluchu
hemoroidy
problemy ze strony ukladu pokarmowego
kac
migrena
ospa wietrzna

piątek, 19 marca 2010

Rozdział 22 - W kupie siła

- Patrz pan! Patrz!
- Nie rozumiem - bąknął Axel.
- Czego pan nie rozumiesz?! Co tu jest do rozumienia?! - darł się Milka.
- No czemu ten idiota pomalował się na żółto...
- Sam się pomalował?! To pańscy skoczkowie go pomalowali!
- Bo pańscy ich dręczyli! To znaczy... Ja nic nie wiem.
***
- No, rzucaj.
- Nie, ty pierwszy.
Ber westchnął i cisnął kamieniem wprost w przednią szybę autobusu Austriaków.
Szyba nie pękła (chyba była kuloodporna).
Za to zaczął wyć alarm.
Ber i Veingard rzucili się do ucieczki.
"To gorsze, niż śpiew Tchibosena pod prysznicem" - pomyślał Rumrumrum.
***
- Andresiku, wyjdź.
- Ale dlaczego?!
- Chcę to załatwić sam na sam z panem Axelem.
- No dobra - skoczek wzruszył ramionami i opuścił pokój.
Nie zdążył domknąć drzwi, gdy usłyszał odgłos uderzenia i krzyk...
Kilkanaście minut później wyszedł i Milka.
Mimo drugiego podbitego oka, na jego twarzy gościł wyraz triumfu...
***
Tymczasem Tum po raz pierwszy w życiu nie miał ochoty pójść na imprezę. Snuł się bez celu po hotelu, w duchu tęskniąc za środkową Europą, gdzie otaczało go mnóstwo fanek, gotowych spełnić każdą jego zachciankę. A tu? A tu nic.
Co najwyżej miłośniczki Schizenzauera lub Szammanna.
Szammann.
"Co on to mówił?" - zastanawiał się Tum.
Potrafi całą noc.
W ogóle się nie męczy.
Wygrywa.
"Idę do niego" - zadecydował Hylde. - Muszę się dowiedzieć...".
***
- Czego, hyhyhy?
- Chcę rozmawiać z Szymonem.
- Szymon nie ma czasu - oświadczył Andi Kitaj. - Hyhyhy.
- Nalegam - rzekł Tum, wyciągając kij bejsbolowy, który znalazł w torbie Veingarda.
Kitaj cofnął się o krok.
- Ej, Szymek... - stęknął.
- Czego, hyhyhy? - rozległo się z głębi pokoju.
- Ktoś do ciebie.
- Powiedz, że autografy rozdaję tylko na skoczni. Hyhyhy.
- Autografy rozdaje tylko na skoczni, hyhyhy - powtórzył tępo po angielsku Andi.
- Ja nie po autograf - Tum uśmiechnął się złowieszczo.
- On nie po autograf.
- Nieważne po co! - zawołał Szymon. - O tej porze nie udzielam audiencji. Poza tym, hyhyhy, właśnie idę na dyskotekę.
- O tej porze nie udziela audiencji. Poza tym, hyhyhy, właśnie idzie na dyskotekę.
Hylde zdenerwował się, grzmotnął Kitaja pałką w głowę i wtargnął do pokoju.
- A ty tu czego? - zdziwił się na jego widok Szymon, wygodnie rozparty na łóżku. - Hyhyhy...
- Chcę, żebyś mi powiedział, jak to robisz, że... Że...
- Że w ogóle się nie męczę, mogę całą noc i wygrywam? - podsunął Szymon.
- Tak, dokładnie.
- A jak ci nie powiem, to co?
Tum jeszcze raz wyjął kij Veingarda spod bluzy.
- To...
- Hyhyhy - skomentował Szammann, wyjmując spod łóżka karabin maszynowy. - A teraz liczę do trzech, bo do dziesięciu nie umiem. Bierz... Hyhyhy, tyłek w troki i zjeżdżaj stąd.
Przerażony Tum wycofał się i wybiegł z pokoju, potykając się o Andiego Kitaja, który ryknął za nim:
- Hyhyhy! Jaki frajer! Ale go urządziliśmy, Szymon, ale go urządziliśmy! Hyhyhy!
- Hyhyhy! - odparł Szammann i wypuścił serię z karabinu.
***
- I pamiętaj, Veingardzie, żadnego wchodzenia do walizek! - pouczył trener Kopytkoski.
Drużyna znajdowała się na lotnisku. Milka miał na sobie ciemne okulary, ale był rozpromieniony jak nigdy, czego nie można było powiedzieć o kręcącym się w okolicy Axelu. Austriacki trener milczał. Chodził też w jakiś dziwny sposób...
- A ty, Burdal, co tu robisz? - zdumiał się Milka. - Przed chwilą miałeś lot do Norwegii!
- Ale ja to z wami lecieć chce - wyjaśnił skoczek. - W kupie siła.
- W kupie siła! - powtórzyli chórkiem Norwegowie.

SONDA
Na kogo Ber postawi w zakladach sportowych?

na Szymona
na Tuma
na Georga
na siebie
na Veingarda
na Furmana
na Ahenona



Dziękuję za wyrozumiałość i wszystkie komentarze. :)
Kocham Was!

czwartek, 18 marca 2010

Drodzy Czytelnicy,

Dzisiaj, z powodów niezależnych ode mnie, niestety nie mogę dodać notki.
Przepraszam, proszę o wybaczenie oraz zrozumienie i zapraszam jutro. :)

środa, 17 marca 2010

Rozdział 21 - Decyzja Milki

- Aaaaaaaaaai! - Andres kwiczał gorzej niż zarzynane prosię.
- Zamknij się! - syknął Abendi.
- Aaaaaaaaaaa!
Tomas skutecznie uciszył Norwega lewym sierpowym.
- Mówiłem! Ostrzegałem! - Kofi był bliski histerii.
- Cicho siedź - burknął Georg. - To nawet dobrze, że go tu zastaliśmy.
- Dlaczego? - zdziwił się Anderas.
- Nie pytaj. Biegnij do pokoju po farbki plakatowe.
- Ale po co?
- Zrobimy z niego Japończyka.
***
- Nie, nie i jeszcze raz nie - wybełkotał Milka. - A teraz wybaczcie, ale muszę wracać do Hel... Do porywacza.
- A poczucie obowiązku?! - wyrzucił trenerowi Ber.
- Nie mam takowego. Ta kadra upadła tak, że już niżej nie można.
- A właśnie, że można! - wykrzyknął Veingard.
- Taa, jasne...
- Powiem Ruahowi!
Kopytkoski na moment się zawahał. Jednak Skrett nie zdołał go przekonać.
- Nie - oświadczył Milka.
***
- Wy świnie! Głupie, bezczelne, perfidne, zboczone, gejowskie, austriackie świnie! - wrzeszczał oprzytomniały już Tchibosen.
- Chcesz jeszcze raz dostać? - zapytał Abendi.
- Nie!
- To siedź cicho!
Dziesięć minut później Austriacy wyszli, pozostawiając Andresa w samej bieliźnie, pomalowanego na żółto.
***
- Podam pana do sądu! - wykrzyknął Tom.
- Niby o co? - spytał Milka.
Skoczek nie wiedział, co odpowiedzieć.
- O kradzież piwa! - rzekł w końcu.
- Nie rozśmieszaj mnie.
Hylde zauważył, że wszyscy dziwnie się w niego wpatrują.
- No co? - spytał.
Cisza.
- Chyba nie oczekujecie, że ohajtam się z tą... Z nią?
- Oczekujemy - odparł Ber.
- No chyba oci... Zwariowałeś! - ryknął Tum. Nikt nie zareagował w jakiś szczególny sposób, bowiem wszyscy klienci baru albo wpatrywali się w skoczków i trenera już od dłuższej chwili, albo leżeli na podłodze w stanie upojenia alkoholowego.
***
- Ratunkuuuuuu! Napaaaaaaad! - krzyczał Andres, biegając po hotelowym korytarzu.
- Narioki? - zdziwił się na jego widok trener ekipy Japończyków. - Dlaczego przechadzasz się w majtkach?
- Nie jestem Narioki! - wyszlochał zrozpaczony skoczek. - To ja, Andres Tchibosen!
Trener wybuchnął socjopatycznym śmiechem.
- To nie jest zabawne! To tragedia! I na dodatek mój trener gdzieś zniknął!
- Zniknął? No, nie przesadzaj, perkele... Pewnie w barze siedzi.
- W barze? Może mnie pan tam zaprowadzić? - zapytał Andres błagalnie.
- A masz osiemnaście lat?
- No pewnie! Ja nie Veingard!
- W porządku, chodź.
***
- Patrzcie, Japończyk w samych majtkach!
- Japończyk?! - wykrzyknął Milka, podrywając się z miejsca. - Japończyk?! Toż to Andresik mój!
- To jeszcze gorzej! - zawołał Tum. - Pan, nasz trener... Pan chciałeś pozostawić jego i nas na pastwę losu!
- Andresiku, wybacz - wyszlochał Kopytkoski. - Ale... Kto ci to zrobił?!
Tchibosen podał nazwiska.
Milka warknął złowieszczo.
- Ta zniewaga krwi wymaga! Chłopcy, wracamy do hotelu. Ja idę do Poirota, a wy pozbierajcie trochę kamieni... Aj! Niech ktoś pomoże mi wstać...
***
W drodze do hotelu Johannes zapytał:
- A w zasadzie, to dlaczego chciał pan zerwać kontrakt?
- Mmm... No... No bo ta Helga to dobra jest - wyznał trener, uśmiechając się lubieżnie.


SONDA
Kogo odwiedzi Tum?

Woltera Hoppera
Helge
Axela
nie kogo, a co - agencje towarzyska
Anderasa Wankera
Szymona Szammanna

wtorek, 16 marca 2010

Rozdział 20 - Austriacy atakują

- Yyy... Veingard?
- Co?
- Sygurd w przyszłym tygodniu wychodzi z więzienia, tak? - spytał Ber w drodze do klubu.
- No tak, a co?
Rumrumrum wzdrygnął się.
- Niiiic, cieszę się po prostu.
- Ja też - odparł Skrett.
- A ja kurde nie - odezwał się Burdal. - Stary debil zaś nas bedzie... Kurde no.
Veingard zgiął usta w podkówkę.
- Nie zwracaj uwagi na to, co kolega Burdal mówi - dodał pospiesznie Johannes. - Jego... Eee... Głowa boli.
- Chyba nie lałeś - odrzekł Burdal. - Jak cie Pedalsen w rzyć kopał, to inaczej gadałeś, małpo ruda szpetna.
- Czy on mnie obraził? - spytał Remsen.
- On obraził Sygurda! - odrzekł Veingard z najwyższym oburzeniem.
- Nie wolno ci przezywać Jo! - warknął Kent.
- Bo co mi zrobisz, obezjajcu?
Gaygnes rzucił się na Burdala. Ber i Johannes z trudem zdołali rozdzielić kolegów.
***
Tymczasem Andres Tchibosen siedział samotnie w pokoju, oglądając kreskówki. Był maksymalnie poświęcony temu zajęciu, mimo że filmy były w języku włoskim, którego nie rozumiał.
Był tak zaaferowany, że nie usłyszał pukania do drzwi...
***
- Nie ma ich - wyszczerzył zęby Tomas Abendstern. Szczerze mówiąc, on prawie zawsze szczerzył zęby.
- No to wchodzimy - odparł Georg Schizenzauer. - Zrobimy im taki burdel w pokoju, że do jesieni tego nie posprzątają. Co nie, Kofi?
Koflet powiedział cicho:
- Ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Tam może ktoś być.
- Niby kto? - zapytał Abendi. - Tchórzysz i tyle.
- Wcale, że nie!
- Właśnie, że tak!
- To może poczekajmy jeszcze trochę? - zaproponował Georg.
- Niby na co, durniu? - warknął Tomas, ale Anderas wszedł mu w słowo:
- Schizi... Ty to masz łeb!
***
Tum toczył się (dosłownie) od baru do baru.
Doszedł do wniosku, że kluby to o wiele ciekawsze miejsca.
W barach nie ma godnych uwagi panienek...
"Ostatnia knajpa i idę do klubu" - zadecydował Hylde, po czym krokiem godnym zdobywcy Mont Everestu wszedł do budynku.
Zamówił piwo i przywitał się z siedzącym na stołku Milką Kopytkoskim.
- O, pan trener, 'bry wieczór...
- Ile razy ci mówiłem, że masz nie pić? - warknął Kopytkoski, a następnie wyrwał swojemu podopiecznemu kufel z rąk i wypił jego zawartość.
- Co pan wyprawia?! - zdenerwował się skoczek. - I w ogóle, co pan tu robi? Miał pan być porwany!
- Jestem porwany i mam się dobrze. Możesz poinformować Geyra, że zrywam kontrakt.
- Co?! - Tum momentalnie wytrzeźwiał.
- Właśnie to - odrzekł spokojnie Milka. - Hej, barman, setkę czystej poproszę.
***
- Zrywa kontrakt? - zdziwił się Johannes.
- Tak, zrywa! - po raz enty powtórzył Hylde. - Trzeba powiedzieć Geyrowi...
- Zwariowałeś? - spytał Ber, ze złością rzucając papierosem w stronę parkietu. - Kopytkoski na pewno jest szantażowany! Musimy go ratować!
***
- Chyba już wystarczająco długo czekamy - zdenerwował się Abendi.
- No... - odparł Schizi, mózg całej operacji.
- Ja naprawdę nie wiem, czy to jest dobry pomysł - z całym przekonaniem powtórzył Kofi.
- A co nas obchodzi to, co ty wiesz i czego nie wiesz? - spytał Tomas.
- Idziemy - zarządził Georg.


SONDA
Co Austriacy zrobia Andresowi?

wyrzuca go przez okno
zamkna go w lazience
rozbiora i pomaluja farbkami
zwiaza i zaknebluja
nic - nie zauwaza go
rozbiora do naga i zamkna na balkonie

poniedziałek, 15 marca 2010

Rozdział 19 - Warunek

- Przez to głupie porwanie nie mogę iść na imprezę - mamrotał do siebie Tum, ubierając chustę.
- E tam, może jeszcze zdążysz - pocieszył kolegę Ber, układający włosy przed lustrem.
***
- Żal! Żal! Żal!
Tomas Abendstern miał atak histerii. Axel usiłował go uspokoić, ale sam coraz bardziej czerwieniał na twarzy.
- Ciiiiiicho, Abendi, ciiii... Nie ma żadnego kur-ka Burdala!
- Przecież był - odezwał się Anderas Koflet. - Sam widziałem.
- I ja - powiedział Georg Schizenzauer.
- I ja też - dodał Amadeusz Lojc.
Wściekły Poirot podszedł do okna i splunął z niego.
Z dworu rozległo się:
- Świnia pan jesteś, Poirot! Pożałujesz pan tego!
W tej samej chwili ktoś szybko otworzył i zamknął drzwi do pokoju.
- To Burdal! znowu tu był!
- I znowu pokazywał!
Axel złapał za metalowy świecznik i dzierżąc go w dłoni, wybiegł z pokoju.
- Teraz to ja ci pokażę, zboczeńcu jedeeeeeeeeeeeen!
Biegnąc, potrącił Kenta Gaygnesa.
- Mówi się "przepraszam"! - zawołał Norweg płaczliwym tonem.
- A pocałuj ty mnie w...
- Mówi się "przepraszam" - rozległ się głos Jane "Ahe" Ahenona.
Axel stanął jak wryty.
***
Jane był jak cień.
Pojawiał się, znikał i przerażał.
Krążyły plotki o jego powiązaniach z Kościołem Shatana.
Sam Jane miał na swoim ciele mnóstwo tatuaży, przedstawiających jakieś przedziwne symbole. Był umięśniony, owłosiony i straszny.
- Mówi się "przepraszam! - powtórzył Fin nieco głośniej.
Axel, drżąc, przylgnął do ściany.
- P..raszam - burknął.
- Mówi się "przepraszam"!!! - krzyknął Ahenon tak głośno, że szyby w oknach zadrżały, a z jednego z pokojów wyjrzał Szymon Szammann i powiedział:
- Ej, ciszej trochę, co nie? Zajęty jestem... Hyhyhy!
Ahe schwycił Poirota za gardło.
- Prze... Przepraszam... - wychrypiał austriacki trener.
- Na kolana! - ryknął Jane.
***
- Tak, jest bardzo fajnie. Podoba mi się i w ogóle. Bardzo dobrze skakałem. Który byłem? Pięćdziesiąty. A na treningach jeszcze lepiej skakałem. Ja naprawdę umiem skakać - paplał Veingard do telefonu.
Słuchający tego Ber już chciał wyprosić kolegę z pokoju lub przynajmniej kazać mu się przymknąć, gdy Skrett rzekł:
- Powiedz Sygurdowi, że wysłałem mu pocztówkę do więzienia. A kiedy kończy mu się wyrok? W przyszłym tygodniu? To super! He he! Czy ktoś mnie wkurza? Hmm, no może trochę Tum Hylde. I Johannes, zostawił mnie na lotnisku zamkniętego w walizce! Dobrze, to ja potem zadzwonię. Papa, Ruah!
***
Tum czekał na porywacza pod umówionym śmietnikiem. Kryminalista spóźniał się już pół godziny. Hylde już chciał odejść, gdy zadzwonił jego telefon.
- Zajrzyj do kosza na śmieci - powiedział żeński głos. - Nie tego! Tego drugiego, o.
Tum wyciągnął z kubła chustkę, całkiem podobną do swojej.
- Dzięki, przyda się - rzekł.
- Wyjmij kopertę!
Norweg schylił się i istotnie, jego oczom ukazała się różowa koperta.
Wyjął ją, otworzył i przeczytał co następuje:
"Poślubisz mnie jeszcze tej nocy, albo już nigdy nie zobaczysz swojego trenera.".
- I co ty na to? - spytała kobieta w telefonie.
- Chyba idę się urżnąć - oznajmił Hylde, po czym odszedł, jak gdyby nigdy nic, kończąc połączenie.


SONDA
Kogo Tum zastanie w barze?

reszte kolegow z kadry
Rafaela Furmana
Axela Poirota
Milke Kopytkoskiego
Woltera Hoppera
Helge
Andiego Kitaja

niedziela, 14 marca 2010

Rozdział 18 - Znowu!

Geyr Ule Burdehl z przerażeniem wpatrywał się w Tuma.
- I powiedziała, że czego chce?
- Nie wiem... Mamy się spotkać - wyjaśnił nie mniej przerażony Hylde.
- Ale z Milką wszystko okej?
Tum nie odpowiedział. W końcu porywaczka nic o tym nie wspominała.
- I co my teraz zrobimy? - biadolił asystent Kopytkoskiego. - Jutro wieczorem mamy lot do Courvechel!
Spojrzał błagalnie na siedzącego obok Burdala.
- Andresie... - powiedział.
- Tak? - spytał Tchibosen.
- Nie do ciebie mówię! Andresie... Burdal!
- Czego? - Burdal przestał podśpiewywać pod nosem. Nadal miał na sobie kapelusz i ciemne okulary.
- Czy zgodziłbyś się na powierzenie ci zaszczytnej funkcji szkoleniowca reprezentacji? - zapytał Geyr błagalnie.
- Że co?
- No czy trenerem zostaniesz? - wyjaśnił Ber.
- Ja? No nie, heh... Nie bede machał jakąś ścierką jak imbecyl jaki czy co!
- No to jesteśmy w ciemnej... Otchłani - mruknął Burdehl.
- Ja tam nie wiem, heh - odparł Burdal. - Chyba se ide potem z Austriakami pobawić sie troche.
***
Zdyszany Tomas Abendstern wbiegł do pokoju Axela, który na jego widok poderwał się z miejsca (zrzucając na podłogę plakat Georga Schizenzauera) i (nie wiedzieć czemu) spłonął rumieńcem.
- Herr Axel! - wykrzyknął roztrzęsiony Abendi. - Burdal przyszedł do naszego pokoju i nam pokazywał!
- Burdal? Głupoty gadasz, synku. Burdala Kopytkoski wysłał do Norwegii.
- Mówię prawdę! - wyszlochał Tomas.
- Nie płacz, wuj... To znaczy trener cię przytuli. A nie był to Burdehl? W końcu nazwisko podobne...
- Nie!
- A może ten... Jak mu tam, Gaygnes?
- Nie! Na pewno Burdal.
- Skoro jesteś pewien... Idziemy do Woltera Hoppera.
***
Norwescy skoczkowie przeprowadzali naradę. W pewnej chwili...
"Puk, puk!" - rozległo się.
- Czego do... Nędzy?! - ryknął Burdal.
- Tu Wolter Hopper. Mogę wejść?
Norwegowie spojrzeli po sobie.
- Chwileczkę, proszę pana! Jestem nago! - zawołał Tum, po czym dodał nieco ciszej. - Burdal, właź pod łóżko!
- A po kiego... Aj! No dobra...
- Można wejść! - oznajmił Hylde.
Hopper powoli wkroczył do pokoju.
- Dzień dobry, moi mili chłopcy - powiedział. - Jak się macie?
- Cudownie - Kent wyszczerzył zęby. Ten uśmiech w wielu mężczyznach budził mniej lub bardziej ukrytego homoseksualistę...
- Tak. Tego, więc, no. Chciałem porozmawiać z Bur... Z Andresem Burdalem.
- Ojej, to przykro mi, ale źle pan trafił - oświadczył słodko Tum.
- Burdal jest w Norwegii - dodał Ber.
- Słyszałem co innego.
- Tak? - zainteresował się Rumrumrum.
Leżący pod łóżkiem Burdal puścił bąka.
Hopper skrzywił się.
- Yyy... To sprężyny z łóżka - wyjaśnił Tum. - Niech pan posłucha.
Norweg kilkakrotnie podskoczył na łóżku, które odrobinę się zapadło.
- Ała! - rozległo się.
- Co to było? - spytał Wolter.
- Yyy... Ja - odrzekł Johannes. - Coś mi w krzyżu przeskoczyło...
- Skoro nie ma tu Burdala, chciałbym porozmawiać z waszym trenerem. Gdzie mogę go znaleźć?
- Hmm - Tum wzruszył ramionami. - Pewnie w jego pokoju.
- Ale prosił, żeby mu nie przeszkadzać - dodał pospiesznie Kent.
- Zaryzykuję - odparł Hopper. - Do widzenia, moi mili.
Gdy Austriak opuścił pokój, wszyscy, jak jeden mąż, pokazali międzynarodowy gest pokoju (środkowy palec) w stronę drzwi. Rumrumrum, by rozładować napięcie, chciał kopnąć w łóżko Tuma, ale trafił w usiłującego się wyczołgać Burdala.


SONDA
Czego zazyczy sobie Helga w zamian za trenera Kopytkoskiego?

regularnych spotkan z Tumem
malzenstwa z Tumem
przeprosin od Tuma
nocy z Tumem
rozmowy z Tumem
pieniedzy
milosci Tuma

sobota, 13 marca 2010

Rozdział 17 - Gdzie jest trener?

Milka ocknął się w ciemnym i ciasnym pomieszczeniu. Czuł się koszmarnie. Miał kaca i był cały poobijany po walce z Axelem Poirotem...
Pierwszym, co odczuł (oprócz bólu), była duma. Wprawdzie austriacki trener podbił mu oko, ale on, Milka Kopytkoski, nie pozostał dłużny i zasadził mu takiego kopniaka w przyrodzenie, że stary hitlerowiec przez najbliższy miesiąc będzie chodził jak kaczka.
Hahaha.
Chwila, chwila... Coś tu jest nie tak.
Kopytkoski zorientował się, że ma związane nogi i ręce skute kajdankami.
"A to mnie bestia Poirot załatwiła" - pomyślał.
Wypluł z ust nieumiejętnie założony knebel.
- Halo, jest tu kto?
Cisza.
- Piiiiiiić! - zawołał Milka.
Podeszła do niego postać w kominiarce i podała mu butelkę wody.
- Hej, rozkuj mnie... Będę grzeczny, obiecuję.
Porywacz, który sprawiał wrażenie bardziej przerażonego, niż porwany, bez słowa zdjął z dłoni Milki różowe puchowe kajdanki.
- Poirot, to pan?
Porywacz pokręcił głową.
- Ale porwałeś mnie dla Poirota?
I tym razem zaprzeczył.
- No to po kiego grzyba? Dla okupu? Nie łudź się, federacja ci nie zapłaci, znajdą sobie jakiegoś nowego trenera... I tak się plują, że niby drogi jestem.
Porywacz w końcu odezwał się.
- N-nie... Panie Kopytkoski, proszę mnie zrozumieć! Ja mam wyższe cele... Przepraszam!
Była to... Kobieta!
- Wyższe cele? Niby jakie? Dziewczyno, czy ty wiesz, kogo porwałaś? I ile lat odsiadki za to dostaniesz?
- Hmm... Sądzę, że nie powinno to pana obchodzić, skoro w każdej chwili mogę panu walnąć kulkę w łeb...
Kopytkoski nachmurzył się.
- No tak - mruknął. - Ale jakie są te wyższe cele?
Kryminalistka zawahała się.
- Miłość - szepnęła po dłuższym momencie.
- To nie mogłaś ze mną pogadać? Trzeba było od razu porywać? Jestem pewien, że znalazłoby się jakieś optymalne rozwiązanie.
- Ale... Pan tego nie zrozumie!
- Chociaż pozwól mi spróbować. Zdejmij ta kominiarkę i opowiedz mi o wszystkim.
Chwilę później oczom trenera ukazała się blond czupryna i twarz o typowo niemieckich rysach.
- No więc... Nazywam się Helga - zaczęła opowieść dziewczyna. - Jestem pokojówką w hotelu "Hinterwinter' w Hinterwinter... i kocham Tuma Hylde.
***
Jakiś czas później...
Zawody były jedną wielką porażką dla Norwegów.
W trzydziestce znaleźli się tylko Ber i Andres. I to obaj w drugiej dziesiątce. Natomiast Veingard i Kent razem dzierżyli zaszczytne, ostatnie miejsce.
Norwegowie bez trenera Kopytkoskiego nie potrafili skakać.
Zawody wygrał Szymon Szammann, co bardzo zaintrygowało Tuma. Norweg postanowił spróbować jeszcze raz.
Podczas kolacji, nie pytając o pozwolenie, dosiadł się do Szwajcarów. Po chwili zmiarkował, że i tak nie zrozumie nic z ich prowadzonej w języku niemieckim konwersacji. Zwrócił się więc do Szammanna:
- Hej, możemy pogadać?
Szwajcar nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.
- Nie, hyhyhy. Autografy rozdaję tylko na skoczni.
- A-ale...
Cokolwiek Tum chciał powiedzieć, zagłuszyło to kolejne "hyhyhy". Hylde zaczerwienił się jak burak i wstał od stołu, nawet nie dotykając jedzenia.
Wtem zadzwonił jego telefon. Wszyscy obecni odwrócili głowy na dźwięk dzwonka - ulubionej piosenki Tuma "Show me your genitals".
- Halo?
- Cześć, Tum. Mam twojego trenera...
Głos brzmiał dziwnie znajomo.


SONDA
Co postanowi zrobic Burdal?

samotnie zwiedzac swiat
wrocic do domu
dalej podrozowac z Norwegami
pobawic sie z Austriakami
przepic Furmana
zostac trenerem kadry

piątek, 12 marca 2010

Rozdział 16 - Patent Szymona

Czas płynął nieubłaganie i skoczkowie musieli w końcu udać się na skocznię bez trenera.
Przejeżdżając obok supermarketu, natknęli się na jakiegoś mężczyznę, ubranego w długi do kostek płaszcz - i (prócz butów) nic więcej.
Można to było stwierdzić, ponieważ osobnik prezentował swoje wdzięki wszystkim mijającym go.
- To Burdal! - zawołał radośnie Andres Tchibosen. - Veingard, zatrzymaj bus!
Skrett przyspieszył (chyba pomylił pedały), a następnie zahamował na szlag.
***
- Donnerwetter, Georg! Pytam cię po raz ostatni, gdzieś ty się wczoraj szlajał?! - wrzeszczał Axel.
Schizenzauer nie odpowiedział.
- Panie trenerze... - zaczął Marcin Cock, ale Poirot przerwał mu:
- Tyyy... Ty się nawet nie odzywaj! Nie dopilnowałeś Georga! Pożałujesz tego!
***
Kent zapinał płaszcz Burdala, który miał na sobie ciemne okulary Bera i kapelusz Johannesa.
- No, prawie jak nasz trener, co? - po chwili Gaygnes wyszczerzył zęby, spoglądając na Burdala.
- Prawie - burknął Tum.
- E tam, nikt nie zauważy.
- Pamiętaj, Burdal, z nikim nie rozmawiaj - pouczył Geyr.
- Sie wie, jasna sprawa - odparł skoczek. - Ale czym kurde machał bede? Bo chyba nie chu...
- Nie, TYM nie - powiedział szybko Burdehl. - Ma ktoś coś, co przypomina flagę?
Wszyscy spojrzeli po sobie bezradnie.
- Tylko to - Tum wręczył Burdalowi swoją słynną, białą chustę.
***
Na wieży trenerskiej nikt nie zwrócił większej uwagi na to, że Kopytkoski przyszedł w ciemnych okularach. W końcu ubiegłej nocy wszyscy widzieli, jak Axel Poirot podbił mu oko...
Burdal czuł się dziwnie. Wszyscy traktowali go z szacunkiem, a Jane Taamponen nawet powiedział do niego coś po fińsku.
- Heh - mruknął skoczek w odpowiedzi.
Gdy jednak rozpoczęła się seria próbna, reszta trenerów spostrzegła, iż Milka zachowuje się inaczej niż zwykle, rusza się w jakiś nieskoordynowany sposób i zamiast chorągiewką, macha jakąś zabrudzoną szmatą...
***
Tum Hylde przechadzał się po pawilonie dla zawodników, oczekujących na swoje skoki. Większość skoczków, podobnie jak on, miała za sobą nieprzespaną noc. Harry Olly drzemał z głową opartą o swoje narty. Rafael Furman siedział samotnie w kącie. Nic dziwnego, w końcu zeszłej nocy stracił respekt wszystkich, przegrywając pojedynek z jakimś nikomu nieznanym Skrettem. Georg Schizenzauer mierzył nienawistnym spojrzeniem każdego wchodzącego i wychodzącego, podobnie robił Fin Jane Ahenon. W zasadzie, to tylko szwajcarscy skoczkowie, Szymon Szammann i Andi Kitaj, byli w dobrych humorach.
I to bardzo dobrych.
Ich głośny śmiech denerwował Tuma.
- Hyhyhy! - cieszył się Szammann. - W ogóle się nie męczę! Mam na to swój tajemniczy sposób! Potrafię całą noc robić wiecie co, a potem wygrać zawody!
- Hyhyhy! - wtórował mu Kitaj.
"Niezły patent" - pomyślał Tum, a na głos powiedział.
- Koledzy, można się dosiąść?
- Nie, spadaj! - odparł Szymon. - Hyhyhy!
- No właśnie, hyhyhy! Spadaj! - dodał Andi.
- Bez łaski! Głupie wiewióry...
- On powiedział wiewióry! Hyhyhy!
- No właśnie, Szymon! Hyhyhy! Tak powiedział!
- Hyhyhy!
- Przepraszam, ale czy bylibyście łaskawi się zamknąć? - poprosił grzecznie Andres Tchibosen. - Próbuję się skupić!
- Hyhyhy, on powiedział, że próbuje się skupić. Skupić, czaicie?
- Hyhyhy!
- Idioci - rzekli jednocześnie Andres i Tum.
- Szwajcarzy, miło nam! Hyhyhy!
- Lepiej siedźcie cicho - mruknął Hylde. - Bo jak wam wybiję te wiewiórcze zęby...
- Co ty tam mamroczesz pod nosem? Hyhyhy, chcesz się bić?
- Hę, chcesz się bić? Hyhyhy!
- Wystarczy - odezwał się Jane Ahenon i w pawilonie zapadła grobowa cisza.
"Ciekawe jak Szammann to robi" - rozmyślał Tum. - "Całą noc... I jeszcze dobrze skacze, a na dodatek jest taki wyluzowany... Muszę się dowiedzieć!".


SONDA
A co sie stalo z trenerem Kopytkoskim?

po bojce z Poirotem trafil do szpitala
wygral na loterii i postanowil rzucic wszystko
zabladzil
stracil pamiec
nadal nie wytrzezwial
zostal porwany

czwartek, 11 marca 2010

Rozdział 15 - Zaginiony

Tum Hylde, jego kolega - niemiecki skoczek Anderas "Łabędzia Szyja" Wanker - oraz ich nowe koleżanki, szli chwiejnie w stronę hotelu.
- Ty, a gdzie ten Georg? - spytał Wanker. - Myślisz, że im uciekł?
- A co mnie to obchodzi - mruknął Tum, po czym zwrócił się do swoich trzech towarzyszek. - Zróbmy to, tu i teraz!
***
- To-o może po-winniśmy spró-bo-bować? - wybełkotał Kent.
- Tak, m-y-ślę, ż-że tak, Kenny. A-ale tak od po-czątku.
- I n-nie mów re-szcie, że je-jesteśmy ra-zem...
***
Rankiem...
Tum tyle razu już odczuwał ten ból, lecz nadal nie udało mu się do niego przywyknąć. Myślał, że zaraz pęknie mu głowa. Na dodatek było mu dziwnie zimno i wilgotno...
Otworzył oczy.
Okazało się, że leży w przydrożnym rowie, lekko zanurzony w wodzie. Kilka metrów dalej dostrzegł Wankera. Dziewczyny gdzieś zniknęły.
***
Kent i Johannes również się obudzili. Milcząc, zeszli na śniadanie. W stołówce zastali już skacowanego Bera, rześkiego Andresa i Veingarda, który sprawiał wrażenie chorego.
- Dzień dobry - Gaygnes uśmiechnął się blado. - A gdzie trener? I Tum?
- Właśnie się zastanawiamy - odrzekł Rumrumrum, tępo wpatrzony w szklankę herbaty. - Tum to wiadomo... Ale trenera nie ma w pokoju.
- Jak to nie ma? - zdumiał się Remsen.
- Normalnie - odpowiedział Andres. - Jest tylko Geyr. Śpi i prosi, żeby mu nie przeszkadzać...
***
Tum i Anderas wygramolili się z rowu.
- Nie chce mi się wracać - burknął Hylde.
- Mi też - odparł Wanker. - Trener już pewnie czeka z pasem...
Tum ziewnął.
- Pospałbym sobie.
- Ale nie pośpisz. Dzisiaj zawody.
- O shit...
W tym momencie, jak na ironię, skoczków minął Marcin Schitt, niemiecki zawodnik, który był w trakcie uprawiania porannego joggingu.
- Nawet się z tobą nie przywitał! - Tum ze zdziwieniem zwrócił się do Anderasa.
- To u nas normalne - odpowiedział ten. - Każdy sobie rzepkę skrobie.
- Aha. No bo w mojej drużynie panują przyjacielskie relacje - oświadczył Hylde. - Jesteśmy jak rodzina.
Wanker przypomniał sobie, jak jakiś czas temu norwescy skoczkowie szykanowali swojego kolegę, Ralsa Brystola, tak, że biedak trafił do szpitala psychiatrycznego. Jak schowali gdzieś całą bieliznę trenera Kopytkoskiego, który potem biegał po hotelu i szukał swoich majtek. Jak pobili Andresa Burdala, bo przez niego przegrali w konkursie drużynowym... Tak, ekipa Norwegów była niczym rodzina.
Patologiczna.
Młody Niemiec jednak nie skomentował tego.
***
Do zawodów zostało już niewiele czasu. Większość ekip udała się na skocznię. Norwegowie zaś nadal czekali na trenera.
- Gdzie on, do cholery, jest?! - wrzeszczał Geyr, biegając po korytarzu niczym obłąkany.
- A czy to ważne? - obruszył się Tum. - Pan nam pomachasz chorągiewką i gitara...
- Ja?! Ale ja się na tym nie znam!
- Co w tym za filozofia? - spytał Hylde, niewyspany i wściekły.
- Tego nie było w umowie! - odparł stanowczo Burdehl.
- No to... Nie skaczmy - zaproponował Veingard.
- Zgłupiałeś do reszty? Co za dureń! - zdenerwował się Tum.
- Nie obrażaj mnie, bo powiem Ruahowi.
Na dźwięk tego imienia wszyscy zadrżeli.
Ruah Ljøkelsund był przedstawicielem starszego pokolenia skoczków. Będąc w kadrze, wraz ze swoim przyjacielem, Sygurdem Pedalsenem, terroryzował młodszych kolegów.
Ci dwaj, Ruah i Sygurd, potrafili bić i kopać do nieprzytomności, lubili też maltretować innych psychicznie. Nigdy natomiast nie zrobili krzywdy Veingardowi. Wręcz przeciwnie - pomagali mu.
Dlatego też "powiem Ruahowi" stało się najbardziej przerażającą groźbą, jaką usłyszeć mogli członkowie drugiej, a teraz także i pierwszej kadry z ust niepozornego Skretta.
To Ruah bowiem był mózgiem, a Sygurd (który właśnie odsiadywał wyrok) - tępym osiłkiem spełniającym jego rozkazy.



SONDA
Kto pomacha Norwegom choragiewka na start?

Axel Poirot
Milka Kopytkoski
Geyr Ule Burdehl
beda sobie nawzajem machac
Wolter Hopper
Andres Burdal
nikt

środa, 10 marca 2010

Rozdział 14 - Za nas

- Nie martw się, Marcin. Georg na pewno już wrócił - pocieszał Austriaka Kent.
Trzej skoczkowie szli wolno w stronę hotelu. Johannes rozmyślał.
Na temat Kenta Gaygnesa krążyło wiele plotek. Wyśmiewano się z jego nazwiska, mówiono, że trafił do kadry dzięki swoim łóżkowym znajomościom, że jest przemądrzały, zadufany w sobie...
Evens Remsen nie wierzył tym słowom. Podejrzewał, że są to wymysły zazdrosnych kolegów. W końcu Kent wygrał ranking na najprzystojniejszego skoczka młodego pokolenia...
Johannes uważał Gaygnesa za przyjaciela.
Według niego, młody skoczek był miły, uczynny, bezinteresowny i zawsze uśmiechnięty. Remsen ostatnio często przyłapywał się na myśleniu o młodszym koledze.
Przechodząc obok przystanku autobusowego, skoczkowie natknęli się na Georga Schizenzauera, będącego w trakcie pisania markerem na ławce "DONNERWETTER". Austriak miał potargane włosy i wyglądał na zdenerwowanego, ale nic nie mówił.
***
Veingard podwinął rękawy, a jego oczy ciskały błyskawice. Andres ledwie go poznawał.
Natomiast Rafael Furman był spokojny. Ktoś, kto wypił w życiu tyle, co on, nie musi się niczego obawiać.
***
Johannes wciąż rozmyślał.
Kent był w łazience i brał prysznic.
W sumie fajny chłopak, ten Gaygnes. Ciekawe dlaczego nie ma dziewczyny?
Ach, wspominał przecież o nieszczęśliwym uczuciu...
***
- Gotowi... Start!
Furman i Skrett zaczęli swoją "wspinaczkę".
Veingard wypił zawartość pierwszego kieliszka i skrzywił się niemiłosiernie. Natomiast twarz Furmana ani drgnęła. Niemiec w błyskawicznym tempie pruł do góry...
***
- Kenny... Chciałeś mi coś powiedzieć, pamiętasz?
- Hummmm... Nie za bardzo - Gaygnes świadomie skłamał.
Nie, Johannes nie może się dowiedzieć.
- Mówiłeś coś i wtedy Marcin nam przerwał.
Remsen wyjął spod łóżka grejpfrutową Finlandię, którą onegdaj wygrał w jakimś zakładzie z Matim Haumatekim.
- Nie mogę się upić - oświadczył spokojnie Kent. - Gdyż wtedy powiem ci wszystko, co leży mi na sercu, a ty mnie wyśmiejesz.
- To może urżnijmy się obaj - zaproponował Remsen. - Wtedy do rana zapomnę co mi powiedziałeś i będzie OK.
Gaygnes nie widział w tym większego sensu, ale zgodził się.
***
Furman utkwił w połowie schodów. Szczerze mówiąc, cudem było to, że jeszcze z nich nie spadł... Bowiem oprócz wypitej właśnie czystej działał na niego skonsumowany wcześniej alkohol. Natomiast pozieleniały na twarzy Veingard był dopiero przy trzecim kieliszku...
***
- Wiesz co, Jo... Ja jestem ge... Gaygnes. Wiedziałeś? Kent był już wstawiony, ale nie wystarczająco, by wyznać całą prawdę.
- Tak - odparł Johannes. - To teraz może... Zdrowie Kopytkoskiego?
- Niech mu ziemia lekką będzie.
- Ale on jeszcze żyje!
- No to co?
Skoczkowie odśpiewali "Wieczny odpoczynek", po czym ponownie napełnili kieliszki.
***
Wszyscy zgromadzeni widzowie patrzyli z niedowierzaniem. Veingard z ogromną szybkością pochłaniał zawartość kolejnych kieliszków. I nawet chwiał się tylko trochę...
Po chwili wszedł na górę schodów, a następnie zszedł, dopijając to, co pozostawił wyeliminowany już z gry Furman. Zwymiotował do kubła na śmieci i złożył niski ukłon w stronę publiczności.
- Przepiłeś Furmana! - dziwił się Andres Tchibosen. - Jak to zrobiłeś?
- Normalnie - odparł Skrett. - Nie połykałem, a na koniec wyplułem wszystko do kosza...
***
- Kenny... Tak w zasadzie, to czemu ty nie masz dziewczyny, co? - spytał Johannes.
- No bo kocham tylko ciebie, więc po co mi - odparł spokojnie Kent.
- Aha.
Skoczkowie wznieśli kolejny toast.
- Za nas!
- Za nas.


SONDA
Gdzie obudzi sie Tum Hylde?

na skoczni
w lozku Kenta
w przydroznym rowie
w lesie
w swoim pokoju hotelowym
w tourbusie Niemcow
na jeziorze - w lodce

wtorek, 9 marca 2010

Rozdział 13 - Alkoholowa dziewica

Jednak nie tylko Kent cierpiał.
Po pierwsze, Martyna nie odbierała telefonów Bera, przez co skoczek był mocno zaniepokojony. Jego dziewczyna jeszcze nigdy nie była na niego obrażona dłużej niż dwie godziny, więc jej milczenie mogło oznaczać tylko jedno - znalazła sobie kogoś nowego.
Po drugie, Veingard wciąż chodził naburmuszony i zerkał na komórkę mniej więcej sto razy na godzinę.
Ber, Andres i Veingard udali się do klubu. Tum zakomunikował im, że dołączy do nich później, bo ma coś do załatwienia.
Skoczkowie podeszli do baru. Tradycyjnie, Rafael Furman już tam siedział.
- Witam kolegów - przywitał się, dopijając kufel piwa i zabierając się za następny.
***
Tymczasem Kent, Johannes i austriacki skoczek Marcin Cock pili tequilę, zagryzając ją wafelkami firmy Manner.
- I co tam u was w kadrze słychać? - spytał Kent.
- Nawet mi nie przypominaj... - westchnął Cock. - Najchętniej przeniósłbym się do was.
- To dlaczego tego nie zrobisz? - dociekał Kent.
- Stary Poirot nie dałby mi żyć... Czy ty wiesz, co on nam robi?
***
Skoczkowie w pubie zaczynali się niecierpliwić.
- Gdzie ten Tum? - spytał Andres, który bał się samotnie wyjść na parkiet.
Veingard wymiotował w toalecie (próba Bera nauczenia go jak robić kółka z dymu zakończyła się fiaskiem). Furman nucił pod nosem piosenkę Lejdi Agi.
Wtem wszelki ruch zamarł.
Przynajmniej pozornie...
Do klubu wkroczyli Tum Hylde i Georg Schizenzauer.
***
- Muszę iść... Stary kazał mi pilnować Schiziego - oznajmił Marcin Cock.
- No to na razie - powiedział Kent.
Został sam z Johannesem. Od tequili lekko szumiało mu w głowie.
Od obecności Remsena - trochę bardziej.
- Jo... - zaczął odrobinę nieśmiało. Dla odwagi dopił zawartość kieliszka. - Czy według ciebie ja jestem... No wiesz, atrakcyjny?
- Hmm... Nie rozumiem. W jakim sensie? - zapytał Johannes.
- Jako facet.
- Cóż, nie jestem pod tym względem ekspertem. Ale myślę, że tak.
- To super - Gaygnes wyszczerzył zęby.
- Z czego się tak cieszysz? - zdziwił się Remsen. - To tylko moja opinia.
- Ale wiesz, no... Zależało mi na niej... Może jednak mam szanse u ci... Tego, no... Miłości mojego życia.
Kent nalał tequili sobie i Johannesowi, rozlewając odrobinę trunku na stół, gdyż trzęsła mu się ręka.
***
- Schiziiiii! Tuuuuum!
- A mówiłeś, że we Włoszech nie mam wielu fanek - Hylde zwrócił się do Bera.
- Ciiii, patrz - odparł ten.
Georg z przerażoną miną usiłował się odpędzić od oblegających go dziewcząt.
Bezskutecznie.
***
- I... Jo... Jest coś, co chciałbym ci powiedzieć, ale nie wiem jak.
- Wal śmiało, stary.
- Krępuję się.
- Nie musisz.
- No dobrze. Więc ja...
- Ratunku! - do pokoju bez pukania wbiegł Marcin Cock. - Georg gdzieś zniknął!
- A myślałem, że znowu gwałcą - mruknął Johannes.
- Pomóżcie mi go znaleźć, proszę! - lamentował Marcin. - Axel zrobi mi krzywdę!
***
Tum i Georg zniknęli gdzieś wraz z dziewczynami i w klubie panował względny spokój. Rafael Furman dzielił się swoimi głębokimi przemyśleniami ze wszystkimi, którzy chcieli go słuchać.
- No wiecie, bo to życie to jest taka trochę, no, syzyfowa praca. Co wypijesz, to zaraz wysikasz, szczególnie piwo. Ale dobrze na nery robi...
Rumrumrum spojrzał na niego przekrwionymi oczami. Po raz pierwszy od bardzo dawna wypił stanowczo za dużo.
- Do-brze mówisz, brachu - wybełkotał, po czym zsunął się ze stołka.
***
- Georg! Georg! - nawoływał Kent.
- Ciiii, bo Poirot usłyszy! - wzdrygnął się Cock.
- E tam, pewnie z Kopytkoskim zalewa gdzieś w pubie... Może się pobiją, dawno tego nie zrobili.
- Gdzie ten smarkacz mógł pójść? - zastanawiał się Marcin. - Chyba jest tylko jedna opcja...
***
- Pamiętam, jak w dzieciństwie z ojcem pędziliśmy bimber... Z czego się dało. Z kartofli, marchewek, z jabłek oczywiście, a od święta to nawet z truskawek - opowiadał Furman.
- Mój tata to z mandarynek coś robi - pochwalił się Veingard, który czuł się już nieco lepiej i wolno sączył pepsi.
- Taa, chyba przecier - powiedział ktoś i wszyscy zgromadzeni wokół Rafaela wybuchnęli śmiechem.
- Wybacz, synu - rzekł Furman. - Ale ty to mi wyglądasz jak taka... Alkoholowa dziewica, o!
- Wcale, że nie! - zaprotestował Skrett.
***
Johannes, Kent i Marcin wpadli do klubu, rozglądając się dziko.
- Ty, Kenny, idź w prawo, Jo w lewo, a ja się tu rozejrzę! - zarządził Cock.
Kent skierował się w stronę korytarza prowadzącego do łazienki. Nigdzie nie dostrzegł Georga. Zobaczył natomiast Andresa Tchibosena, układającego na schodach kieliszki, do których następnie nalewał wódki.
- Co ty robisz? - zdziwił się Gaygnes.
- Zawody będą, kto więcej wypije - wyjaśnił Andres. - To znaczy kto wyżej wejdzie...
- I ty bierzesz udział? - Kent, żeby powstrzymać się od śmiechu, zacisnął pięści z całej siły, tak, że zranił się do krwi paznokciami.
- Nie ja. Veingard.
Gaygnes nie wytrzymał i roześmiał się.
- A kto będzie jego przeciwnikiem? - spytał, uspokoiwszy się nieco.
- Rafael Furman - gdzieś z tyłu rozległ się głos Skretta.
- Yyy... W takim razie, życzę powodzenia - powiedział Kent, wycofując się.
- Nie popatrzysz? - zapytał Veingard.
- Wolę nie... To znaczy, mam coś do zrobienia. Pa, chłopcy!
Gaygnes uśmiechnął się szeroko i wyszedł.


SONDA
Gdzie skoczkowie znajda Georga?

nigdzie, sam sie znajdzie
w jego pokoju w hotelu
na przystanku autobusowym
na skoczni
nie znajda go
w klubie, w lazience
w pokoju Axela P.



Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. :) To wspaniale wiedzieć, że ktoś czyta to, co tu bazgram i docenia to!
Pozdrawiam wszystkich czytelników!
Heia Norge!